Lewe dokumenty

Wątek lewych dokumentów przewija się w trzech teczkach pracy Bertelle’ego, stąd bierze się niekonsekwencja w paginacji, ale zachowana jest chronologia jego działania:

– k. 168

/…/ Jednym z moich zaufanych przyjaciół jest mer małego miasta przemysłowego w płd.- wschodniej Francji. /Byliśmy razem w Ruchu Oporu./ Sekretarz merostwa jest również mym przyjacielem. Był on mym podwładnym w partyzantce i razem ze mną został deportowany. Za pośrednictwem tych to przyjaciół, a dokładniej przy pomocy sekretarza będę mógł dostarczyć kartę tożsamości, tak jak to zrobiłem dla Michela.

Procedura jest następująca:

Bierze się numer rejestracyjny osoby zmarłej w ciągu roku, która posiadała kartę tożsamości wydaną np. w 1950 /karta jest ważna na 10 lat/. Wystawia się nową kartę zawierającą dane personalne wskazane przeze mnie, wpisując na tę kartę numer rejestracyjny z roku 1950. W miarę możliwości, jak to było w wypadku Michela, używa się danych personalnych osoby zmarłej. Ten numer karty jest zarejestrowany w prefekturze aż do wygaśnięcia /w naszym przykładzie do 1960 r./, chyba że krewni osoby zmarłej zwrócą jej kartę do merostwa, co w praktyce nigdy się nie zdarza. Ale nawet gdyby to nastąpiło, przyjaciel mój po prostu zniszczyłby zwróconą kartę, aby nie było potrzeby wykreślać numeru rejestracyjnego. W ten sposób karta jest oficjalnie wydana i zarejestrowana, i pozostaje ważna aż do wygaśnięcia tzn. 10 lat, licząc od daty wygaśnięcia. /…/

– k. 49

/…/ 5. Dowody tożsamości

W ubiegłym miesiącu wyjechałem, by wystarać się o kilka cartes d’Identite. Po przyjeździe do mych przyjaciół dowiedziałem się, że system wydawania dowodów został całkowicie zmieniony również i na wsi. Odtąd dowody nie są sporządzane przez merostwo, lecz przez samą prefekturę. Sposób postępowania jest następujący:

Merostwo żąda od Prefektury na przykład około stu dowodów, które następnie są mu dostarczone. Merostwo ustala następnie zgłoszenie dowodu w celu odesłania go do Prefektury, gdzie jest on zaopatrzony w numer rejestracyjny, przypięczętowany [sic], podpisany i zwrócony. Następnie dowód jest przekazany zgłaszającemu się po niego. Ten nowy system jest w mocy od ostatniego lata, oto dlaczego nie wiedziałem o tym. Na początek mógłbym wystarać się o dwa lub trzy dowody. Ustalimy tam sami stan cywilny /pisze się go na maszynie do pisania/ licząc się z potrzebami i biografią, jaką posiadamy. /Będę miał ich trzy pod koniec miesiąca./ Chodzi o przyłożenie potem pieczątki Prefektury na dowodzie. W celu dokonania tego wystarałem się o dwa odciski pieczęci prefektury- szczególnie wyraźne- i możemy wykonać pieczęcie sami. Zostawiam Wam do wyboru, albo wykonacie je sami w Centrali, albo w przeciwnym razie podejmę się sam wykonać je tutaj. Dokumenty i biografie będą do naszej dyspozycji pod koniec miesiąca. W tym celu należy pojechać tam jeszcze jeden lub dwa razy. /…/

– k. 116

/…/ 4. Dowody tożsamości

Obecnie dysponuję czterema życiorysami, mogącymi służyć do ustalenia kompletnego stanu cywilnego. Spośród tych czterech osób, dwie są urodzone w Savoie, jeden w Grenoble i jeden w St. Martin d’Heres. Wszyscy czterej są pochowani w St. Martin d’Heres. Daty urodzenia są dwa razy 1915, raz 1916 i raz 1925.

Od chwili niespodziewanej zmiany sposobu wydawania kart tożsamości wyszukuję w celu ich uzyskania na prefekturze Grenoble i w tym celu nawiązałem kontakt z jednym przyjacielem z ruchu oporu z nazwiskiem Regnic. Pracuje on w prefekturze w dziale stanu cywilnego. Nie jestem jeszcze absolutnie pewien powodzenia, lecz mam szanse- 9 na 10- że powiedzie mi się. Tylko nie chcę forsować sprawy i wolę wyjechać tam jeszcze 3 do 4-ch raxy, aby być pewnym rezultatu. W każdym bądź razie możecie się nie obawiać z punktu widzenia konspiracji. Regnic nie zna mojego adresu i nie zna także powodów- prawdziwych, które będą usprawiedliwiały moją prośbę o wyświadczenie mi taki przysługi. Jedyna rzecz, która jest trochę kłopotliwą, to jest to, że będzie nas ta sprawa kosztowała kilka banknotów tysiącfrankowych, ponieważ Regnic jest chłopcem, który ciągle potrzebuje pieniędzy. W przyszłej poczcie prześlę Wam cztery życiorysy ze wszystkimi detalami, do których będę miał jeszcze uzupełnienie do końca miesiąca. /…/

– k. 140

/…/ 8. Dowody tożsamości

Życiorysy /dwa/ są kompletne i nic mi więcej nie pozostało, jak tylko wystarać się o dowody. Wyjechałem jeszcze przez dwa razy [sic], by widzieć się z mym przyjacielem i poruszałem nawet sprawę /wyrobienia dowodów/, jednak bez wyraźnej prośby zrobienia tego dla mnie. Myślę, że sprawa uda się. Jak już Wam donosiłem, będziemy jednakże zobowiązani zaproponować mu kilka tysięcy. /…/

k. 179

/…/ 8/ Cartes d’Identite /Dowody tożsamości

Oto życiorysy ludzi, na podstawie których możemy wyrobić dowody osobiste:

1/ Tomasina Rene, urodzony w 1925 r. w Saint Martin d’Heres /Isere/, kawaler- malarz domowy. Ojciec i matka umarli. Odbywał swą służbę w obozach młodzieży- warsztaty młodzieży Petain /dans les camps de jeunesse- chantiers de jeunesse de Patain/, pełniąc podczas okupacji służbę wojskową, następnie wstąpił do Armii konspiracyjnej /gaulista/, oddział Cie. Mephane. Ranny przez pocik w Maurienne, przebywał w szpitalu w St. Jean de Maurienne, następnie w La Tronche. Umarł w 1948 r. w następstwie tych ran.

2/ Segeat Louis, urodzony w 1916 r. w Grenoble, żonaty, ojciec pięcioletniego dziecka, wyrobnik, jego żona mieszka z dzieckiem w Saint Martin d’Heres /Isere/. Ojciec i matka umarli. Segeat Louis nie odbył służby wojskowej, gdyż był odrzucony z powodu gruźlicy. Pracował w Biscuits Brun w St. Martin od 16 lat aż do śmierci w Biscuit Brun przerywając pracę jedynie po to, by pójść pracować do Niemiec w 1942 r. jako ochotniczy robotnik. Został on potem wysłany do obozu koncentracyjnego. W 1945 powrócił do Francji jako deportowany i z powrotem podjął pracę w Biscuit Brun. Ożenił się w 1948, a w 1950 urodził mu się syn. Biscuit Brun znajduje się w Saint Martin d’Heres /Isere/. Nie ma rodziców za wyjątkiem żony, która pracuje w Biscuit Brun i dziecka /Żona nie wyszła powtórnie za mąż/.

Mam jeszcze dwa życiorysy mogące być wykorzystane, lecz u tych dwóch pozostaje jeszcze dużo z rodziny, ojciec, matka, bracia, siostry, żony i dzieci.

k. 190

/…/ 10. Przesłane przez Was dwa życiorysy są stosunkowo krótkie i mogą tylko służyć do ogólnego zorientowania się, który z tych życiorysów może nam odpowiadać. Możliwy do wykorzystania jest pierwszy życiorys, gdyż człowiek ten był kawalerem i nie ma krewnych. Na razie zaprzestańcie interesować się tym zagadnieniem. /…/

Cdn

Siatka Bertelle’go i finanse

Proszę porównać finanse siatki Bryna z finansami i majątkiem siatki „Omer”- H. Bertelle, którego postać prezentowałem już tutaj w dniu 7.11.2017 r. „Omer” miał mniej agentów, ale lepiej (czytelne wyniki zob. wykaz dokumentów z teczki le Blevenec) go prowadził. Sprawy finansowe (tak mi wygląda) prowadził czytelnie. Przy nim rozliczenia Bryna z Cassagnol to machlojki:

– k. 80 Raport Nr 1/54 od Omera /Jeroma/, Ściśle tajne, Egz. poj.

1. Odpowiadam dziś na Wasze poczty Nr 17, 18, 19, 20 i 21/53; potwierdzam jeszcze raz ich odbiór, jak również paczki „Foret” przekazanej przez auto-stop i zawierającej 3000000 fr franc., 4000 dolarów i aparacik.

Sytuacja sieci

a/ Nie znam sytuacji sieci Denisa, odkąd został ustalony kontakt bezpośredni między nim i Centralą. Miałem jednak z nim spotkanie w styczniu i przy tej okazji upewniłem się, że z punktu widzenia pracy przyjaciół, organizacji i łączności wszystko idzie dobrze, ponieważ na wypadek zerwania /coupure/, nie ma on żadnej możliwości skontaktowania się ze mną.

Mabel miała jeszcze dwa spotkania z Jim’em- ostatnie z nich w okresie nawiązania łączności Denisa z Centralą; w owym momencie sieć wydawała się dobrze funkcjonująca.

Po moim spotkaniu z Denisem w styczniu złożę Wam sprawozdanie /?/.

Jeśli chodzi o sieć „Jerome”, składa się ona obecnie z sześciu przyjaciół:

1. Jerome i Mabel,

2. Jo i Gladys /żona Jo/,

3. Bob /listówka i zakład foto/,

4. Ernest /listówka i skład/.

Po zmianach, które zaszły od czasu odłączenia sieci Denisa i reorganizacji sieci Jerome, ta ostatnia pracuje w sposób następujący:

Łączność między Jerome i Jo- przed odłączeniem sieci Denisa- była utrzymywana przez Mabel, która odbierała materiał od Jo i przekazywała mu instrukcje i zadania Centrali. Ja osobiście widywałem go bardzo rzadko, czego zresztą bardzo żałował. W końcu października poprosił mnie za pośrednictwem Mabel, by się spotkać osobiście i przedstawił mi następującą sprawę:

od czasu powrotu swojej żony stało się niemożliwe dawać jej wymijające powody pracy, którą wykonywał w domu /przepisywanie dokumentów przynoszonych z ministerstwa/, ani swych wyjść wieczornych raz w tygodniu na spotkania z Mabel. Mając całkowite zaufanie do swojej żony, która całkowicie podziela jego zapatrywania i któej biografię znacie- zwierzył się przed nią, wyjaśniając jej cel swojej pracy. Ku swemu wielkiemu zadowoleniu dowiedział się, że natychmiast p oswoim przyjeździe żona od razu zrozumiała, iż dodatkową pracą w domu Jo wykonuje nie dla swej przyjemności i że od początku odgadła, o co chodzi, nie dając jednak tego po sobie poznać. Jo był bardzo luźny z inteligencji i dyskrecji żony. Zaproponował mi on, by ją zaangażować jako drugiego łącznika, to znaczy, by ona dostarczała materiał dla Mabel. [dopisek- trzeba jeszcze raz zwrócić uwagę, żeby żona „Jo” nie zdekonspirowała „Jo” nieostrożnym zachowaniem się]

Nie miałem żadnego powodu ani sposobu, by odmówić tej prośbie.

Przed wyrażeniem zgody na to, odbyłem z nią rozmowę. Dała mi ona pewność co do jej oddania, wierności i przywiazania do naszej sprawy. W wyniku tego wyraziłem zgodę na propozycję Jo.

W związku z tym nie istnieje więcej kontakt bezpośredni między Jo i Mabel, a jedynie między „Gladys” /nadaję jej to pseudo/ i Mabel. Na spotkaniach wymieniają one materiał i instrukcje.

Nie muszę Wam tłumaczyć korzyści z tego systemu. Przede wszystkim Jo nie ryzykuje więcej spotkać kogoś ze swych znajomych będąc w towarzystwie obcej kobiety. Następnie, dwie kobiety razem załatwiające sprawunki, rozmawiając i paplając są niewątpliwie poza wszelkimi podejrzeniami. Obie kobiety stały się zresztą szybko bardzo bliskimi przzyjaciółkami. [dopisek- Jaką legendę oni mogą zastosować; to znaczy, skąd i odkąd znają się i zaprzyjaźniły się]

Nie uważam, bym postąpił sprzecznie z interesem służby- tym bardziej, że Jo postawił mnie przed faktem dokonanym.

c/ W sytuacji Jerome i Mabel nie ma obecnie żadnych zmian. Tak on, jak i ona stal isię solidnymi kupcami, którzy zdobyli sobie opinię ludzi dobrze chodzących koło swych interesów, ciesząc się zaufaniem klienteli i środowiska dostawców, kontroli skarbowej, władz miejskich i departamentalnych. Nic absolutnie nie wskazuje na istnienie jakichkolwiek podejrzeń w stosunku do nich i z tego punktu widzenia wszystko idzie doskonale.

d/ Bob:

Jego sytuacja przedstawia się następująco:

Zakład jego jest obecnie wyposażony do wykonywania całej pracy technicznej, a jego mieszkanie służy, jak dawniej, jako listówka.

Jego sprawy handlowe idą bardzo dobrze. Zobaczycie sami, gdy prześlę Wam jego bilans za ubiegłe trzy lata, który sporządzi w końcu stycznia. Jego interes idzie dobrze. Wyrobił sobie poważną klientelę, która pozostaje mu wierna i może liczyć na czysty dochód miesięczny 50000 fr Pozwala mu to wprawdzie żyć bardzo skromnie, ale bez większych kłopotów materialnych mi tego, że jego żona została ostatnio zwolniona z pracy na skutek zamknięcia przedsiębiorstwa, w którym pracowała.

Właśnie w jego zakładzie zainstalowaliśmy aparaturę dla robienia zdjęć Leic’ą. Instalacja ta jest bardzo prosta i pozwala mi w każdej chwili na robienie zdjęć; jest to bardzo ważne, gdyż pewne dokumenty mogę mieć do dyspozycji tylko przez kilka godzin. Instalacja ta może być rozmontowana i w żadnym wypadku nie powinna wzbudzać jakichkolwiek podejrzeń, gdyż cóż może być bardziej naturalne niż takie urządzenie dla robienia próbnych fotografii w zakąłdzie fotomechanicznym.

Dodaję, że wprawdzie Bob sam wykonał całą instalację, to jednak fotografie robię ja, a on pozostaje wówczas ze mną tylko na moją wyraźną prośbę.

Celem zapewnienia mu dodatkowej pracy podczas martwego sezonu /zima/ omawiałem z nim możliwości produkowania fabrycznych części precyzyjnych. Jego wiertarka /tour/ pozwoliłaby na wykonywanie takiej pracy pod warunkiem posiadania dodatkowych narzędzi. Poszliśmy do firmy, która nam dostarczyła wiertarkę i zakupiliśmy dodatkowe narzędzia na sumę 245740 fr /załączam ich szczegółowy wykaz/. Zezwoliłem na ten dodatkowy wydatek- będąc pewnym Waszej zgody- mając na uwadze, że dochód Boba nie pozwoliłby mu nigdy na tę inwestycję. Proszę Was o zatwierdzenie tego wydatku.

Na zakończenie mogę Wam powiedzieć, że żadnej więcej pracy technicznej nie wykonuję w domu i za wyjątkiem opracowywania raportów, wszelka praca techniczna jest dokonywana u Boba. /Stanowi to również element reorganizacji sieci./

e/ Ernest: oprócz listówki, wykorzystuję go jako skrytkę dla przechowywania materiału, który trzeba zatrzymać lub przekazać przez auto-stop.

W poprzednim raporcie przekazałem wam wszystkie szczegóły dotyczące tej skrytki. Aby ją wykryć, potrzebna byłaby denuncjacja z dokładnym wskazaniem miejsca. Jedynymi osobami, które znają skrytkę, jesteśmy ja i Ernest. Z tego powodu nie ma żadnych obaw. Dzięki skrytce, nigdy nic nie leży w moim mieszkaniu- w każdym razie nigdy dłużej niż 24 godziny- i nawet najlepszy agent policji śledczej Francji nie mógłby znaleźć w moim mieszkaniu najmniejszej wskazówki dotyczącej mojej pracy.

Sytuacja osobista Ernesta jest następująca:

Jego pensja jako listonosza wynosi 32000 fr miesięcznie /wraz z dodatkami rodzinnymi/. Posiada on dwie córki, jedna z nich ma dwa lata, druga urodziła się w listopadzie ub. r. Pisałem Wam o tym w jednym z poprzednich raportów. Ernest jest dozorcą; jego mieszkanie składa się z małego pokoju i maleńkiej kuchni- razem mieszka[ją] tam 4 osoby. Z tego właśnie powodu pytałem Was, czy by nie można było zakupić dla niego małego mieszkania we wspólnej kamienicy /co-propriete/ lub też- co byłoby jeszcze lepiej- małego domku na przedmieściu. Koszt obydwu byłby mniej więcej jednakowy.

Ceny mieszkań są następujące /1 kategoria/:

600000 fr za izbę /kuchnia, WC, spiżarnia itp. liczą się za jedna izbę/. Cena mieszkania dwupokojowego wyniosłaby 1800000 fr

Warunki spłaty są następujące:

– jedna trzecia gotówką w chwili podpisania aktu zakupu;

– jedna trzecia spłacana w 24 ratach miesięcznych, w danym wypadku po 25000 fr miesięcznie przez dwa lata, poczynając od dnia podpisu aktu zakupu;

– jedna trzecia spłacana w ciągu 10 lub 20 lat /zależy to od sumy należnej- w danym wypadku, w ciągu 10 lat spłaca się po 5000 miesięcznie lub 60000 rocznie/.

Ceny te mogą być wyższe, zależnie od dzielnicy lub urządzenia wewnętrznego, ale warunku spłaty pozostają te same.

Cena małego domku jest w przybliżeniu taka sama i wynosi od półtora do dwóch milionów; jednakże spłata odbywa się następująco: dwie trzecie gotówką i jedna trzecia na spłaty /według umowy/. Oczywiście, dla naszej pracy domek przedmieściu /pavillon/ byłby odpowiedniejszy- skrytka i listówka- niż mieszkanie w kamienicy, gdzie jest wielu sąsiadów i lokatorów.

Wasz niepokój odnośnie usprawiedliwienia pochodzenia pieniędzy jest niesłuszny, gdyż wszelka inwestycja pieniężna w budownictwie, nie przewyższająca sumy 5 milionów podlega ustawie „Courant” i jest wyłączona od ankiety skarbowej lub administracyjnej, zupełnie podobnie jak sumy wygrane na loterii państwowej. W agencji, gdzie Ernest zasięgał informacji, wybuchnięto wielkim śmiechem, gdy postawil tę sprawę- pod pozorem obawy otrzymania wielkiego podatku- i oświadczono mu, że nigdy by nie można budować ani odbudowywać bez ustawy „Courant”.

Żąda się tylko dwóch rzeczy:

a/ sumy przeznaczonej na spłatę gotówką przy podpisaniu kontraktu,

b/ w wypadku, gdy reflektant nie posiada kapitału- winien mieć stałą posadę gwarantującą spłacanie rat miesięcznych /urzędnik państwowy, urzędnik kontraktowy, kupiec, rzemieślnik itp./.

To wszystko w tej sprawie. Oczekuję na Wasze instrukcje.

Jo

Odpowiadam Wam na wszystkie pytania, które mi postawiliście odnośnie Jo w takiej kolejności, w jakiej je otrzymałem.

a/ Mieszkanie Jo:

Wpłacił on jedną trzecią ceny- 800000 fr- w gotówce, nie zaciągając żadnej pożyczki. Pieniądze te pochodziły z oszczędności jego i żony. Właśnie dokładnie taką sumę odłożyli na bok. Obecnie spłacają następną trzecią w 24 ratach miesięcznych /po 33500 fr/. Rozumiecie z łatwością, że jeśli nie żąda się zdawania rachunku przez listonosza- Ernest, to tym mniej żądano by tego od majora lotnictwa, zarabiającego 80-100000 fr miesięcznie.

Sam Courant zawołał w Zgromadzeniu Narodowym podczas debaty nad ustawą jego imienia: „ Gdzież jest taki Francuz przeciętny, który by nie posiadał przynajmniej 500000 fr oszczędności?” Jest to wprawdzie przesadzone, pokazuje jednak, że posiadanie takiej sumy jest uważane za zupełnie normalne; dowodem jest fakt, że budownictwo mieszkaniowe na zasadzie ustawy Courant jest bardzo rozpowszechnionem, to znaczy, że dziesiątki tysiecy rodzin- w większości wypadków skromni pracownicy- dysponują takimi sumami.

W miejscu pracy Jo jest około trzydziestu osób, które w tym roku zakupiły mieszkania. Naprawdę nie ma powodu do niepokoju, by ta suma wywołała jakieś podejrzenia.

Natomiast sytuacja osobista Jo uległa zmianie. Żona jego po powrocie do Francji oczekuje przydziału pracy; może to trwać i dwa lata, a przez ten czas nie otrzymuje ona pensji. Obecnie mieszkają oni jeszcze w hotelu i dla oszczędności musieli odesłać jedną z córek do domu. Ponieważ muszą spłacać 33500 fr miesięcznie, ich sytuacja materialna jest oczywiście trudniejsza niż poprzednio, chociaż nie jest jeszcze zła. Z tego też powodu Jo natychmiast przyjął sumę 100000 fr, której pokwitowanie znajduje się w załączeniu. Jeszcze się nie przenieśli do nowego mieszkania. Teoretycznie powinni je byli zająć w listopadzie, ale szereg prac budowlanych było opóźnionych; jeszcze obecnie brak jest wody, gazu i światła. W każdym razie obiecano im formalnie, że będą się mogli wprowadzić 1 lutego. Już teraz muszą myśleć o umeblowaniu i jeśli mi pozwolicie, mógłbym im pomóc, na przykład w postaci upominku z okazji „cremaillere” /mała uroczystość domowa przy wprowadzaniu się do własnego mieszkania- uwaga tłumacza JZ/.

Żądacie, bym opracował sposób kontaktowania się z Jo przez „skrzynki martwe”. Nie uważam, by to się nadawała do realizowania. Natomiast staram się znaleźć sposób, który pozwoliłby Jo skontaktować się ze mna bardzo szybko celem przekazania do sfotografowania dokumentów, które mogą być w moich rękach tylko przez kilka godzin. Z drugiej strony, opierając się na mych rozmowach z Jo, w tym przedmiocie, wiem, że nie zgodzi się on na taki sposób przekazywania materiałów, zwłaszcza gdy chodzi o dokumenty oryginalne. Zresztą przekazywanie przez „skrzynki martwe” nie jest wcale zabezpieczeniem przed ryzykiem wykrycia, na przykład z powodu zdrady. Jest to jedyne ryzyko, którego należy się obawiać, gdyż w takim wypadku KW mógłby obstawić setkami swych agentów miejsce składania poczty, które obserwowaliby dyskretnie nawet miesiącami w razie potrzeby, aby odnaleźć dostawcę lub odbiorcę. Natomiast spotkanie w jakimś miejscu, gdzie łatwo można się skontrolować np. na przedmieściu byłoby o wiele bardziej wskazane, zapewniłoby w większym stopniu bezpieczeństwo osobiste i pozwoliłoby uniknąć wszystkich przypadków, które w ostatnim czasie tak często przeszkadzały nam w pracy /nieznalezienie poczty, schowek w złym stanie, fałszywy alarm itp./. Ja mówię oczywiście tylko o sobie i o mych własnych przypadkach. [dopisek- Moje zdanie w tych warunka- Jerome ma rację 5.9.54]

Sądzę więc, po dokładnym rozważeniu wszystkiego, że system, który ustanowiliśmy początkowo- najpierw Jo-Mabel, a później Gladys-Mabel- jest pewniejszy i najmniej skomplikowany.

Zapytujecie mnie następnie, w jaki sposó Jo zdobył materiał, który przekazałem w paczce, jak to się stało, że nie zwrócił niektórych dokumentów /oryginalnych/ do ministerstwa i dlaczego w tej samej poczcie przesłałem Wam jeszcze materiały Jim, Slim i Davy?

a/ Jo pracuje w III oddziale, ma tylko jednego zwierzchnika- jest nim pewien pułkownik, który całą pracę zwala na Jo. Jo wykonuje wszystko, a jego szef, który rzadko pojawia się w biurze, jedynie podpisuje papiery przygotowane przez Jo, nawet nie patrząc na nie. Dowodem tego jest fakt, że Jo jest stałym delegatem ministerstwa Lotnictwa przy SHAPE w zastępstwie swego szefa, który go zaproponował na swoje miejsce, chwaląc jego zdolności zawodowe i dynamizm, aby samemu uwolnić się od tych „nudnych” obowiązków. Z tego powodu niektóre tajne dokumenty, które istnieją w kilku egzemplarzach mogą być przez Jo zabrane i nikt się w tym miejscu nie spostrzeże. W ministerstwie Lotnictwa panuje ten sam bałagan, co i w całej armii francuskiej. Dlatego też, gdy jest to możliwe, Jo zabiera oryginały i nam je przekazuje. Gdy nie jest to możliwe, daje mi je na kilka godzin lub na cały dzień dla sfotografowania. Żaden ważny dokument nie może wyjść z III Oddziału bez aprobaty Jo, który niekiedy wnosi nawet do nich pewne poprawki. Gdybyśmy mogli kontaktować się częściej, mógłbym prawie wszystko fotografować, zamiast żeby Jo musiał je odtwarzać z pamięci. Ponadto, z powodu swego stanowiska /przedstawiciel ministerstwa przy SHAPE/ Jo utworzył sobie całą sieć bardzo cennych informatorów- oczywiście nie znających roli, jaką odgrywają, którzy mu usłużnie przynoszą wszelkie żądane informacje. Taka funkcja może się jednak na coś przydać!

To wszystko na temat Jo. Został postawiony wniosek na awansowanie go do stopnia podpułkownika; nominacja ma nadejść w ciągu roku. Znajdziecie ja w „Journal Officiel”.

b/ Odnośnie materiału Jim, Slim i Davy, który przekazałem wyjaśniam, że w owym czasie łączność bezpośrednia Denisa z Centralą nie była jeszcze nawiązana; Jim podczas jednego ze spotkań z Mabel przekazał jej ten materiał z prośbą o dostarczenie Denisowi. Ponieważ właśnie przygotowywałem paczkę, skorzystałem z okazji i dołączyłem materiał przyjaciół. Pozostało mi jeszcze kilka map, które zapomniałem w skrytce; przekażę je w najbliższej paczce.

Na tym kończę raport organizacyjny, który zawiera również odpowiedzi na wszystkie Wasze zapytania dotyczące przyjaciół, które postawiliście mi w poprzednich pocztach.

2. Fotografie:

Wciąż jeszcze nie odpowiedzieliście mi, czy fotografie /zapewne chodzi o fimy- uwaga JZ/ przekazane Wam w paczce, były dobre i czytelne; nie wiem również, jak oceniacie wartość przekazanych materiałów. Dla ułatwienia pracy proszę Was o jak najszybsze nadesłanie oceny i instrukcji.

3. Wymiana „Auto-stop”

Wymiana paczkowa auto-stop „Foret” odbyła się w bardzo dobrych warunkach i bez najmniejszej trudności. Paczka przekazana przez Waszego pośrednika zawierała 3 miliony fr, 4 tysiace dolarów i nowy aparacik.

4. Denis

Zgodnie z Waszym poleceniem przekazałem Denisowi sumę 15000000 fr, z czego 800000 na potrzeby jego sieci.W załączeniu pokwitowanie.

5. Sytuacja osobista Jerome

Moja sytuacja obecna jest całkowicie zadawalająca i przedstawia się następująco:

a/ Sklep

Od czasu przekształcenia sklepu cyfra obrotów podwoiła się. Przekonacie się ze sprawozdania finansowego Camionu, że podstawy są solidne i że zaczynamy otrzymywać zyski tego rodzaju, że pozwolą nam odtąd żyć bez pomocy kapitałów powierzonych mi dla celów służbowych. Proszę Wam, byście jeszcze przez kilka miesięcy przydzielali mi sumę 30000 fr, którą otrzymywałem dotychczas, ale tylko dlatego, że pieniądze te służą dla opłacania Apollo, bez którego nie możemy się obejść w sklepie.

Bardzo często w godzinach największego nasilenia ruchu wszyscy troje jesteśmy zajeci w sklepie, a rankiem lub po południu jedno z nas jest stale w drodze w poszukiwaniu towarów. Możecie sami stwierdzić, że miesiąc grudzień był szczególnie korzystny dla nas z punktu widzenia sprzedaży. Tak więc zaczynamy rok 1954 pod dobrą wróżbą i mamy nadzieję, że nasze wysiłki będą nareszcie ukoronowane sukcesem, to znaczy, że będziemy w stanie osiągnąć taki zysk, by móc odkładać pieniądze na cele służbowe.

a/ Mieszkanie

Odkąd objęliśmy sklep, zamierzaliśmy oczywiście sprzedać nasze dotychczasowe mieszkanie i zakupić coś odpowiedniego w tej okolicy. W ten sposób zniknęlibyśmy całkowicie z naszego poprzedniego miejsca pobytu; poza tym jesteśmy zmuszeni ze względu na pracę mieszkać jak najbliżej sklepu. Chodzi ponadto o rozkaz Wasz opuszczenia naszego starego mieszkania.

Sytuacja pod tym względem przedstawia się następująco:

W tym samym domu, gdzie sklep, jest również mieszkanie składające się z trzech pokojów i kuchni, które znajduje się obok sklepu. Mieszkanie to częściowo daliśmy dla Apollo, który przybył z prowincji, a sami zajęliśmy jeden pokój, niezależny od reszty mieszkania /oddzielne wejście/; pokój ten jest przeznaczony dla przechowywania towaru. Wstawiliśmy tam łóżko i kilka mebli, a część jego zarezerwowaliśmy dla rezerwowego towaru /wełna, bielizna domowa, bluzy itp./. Chwilowo mieszkamy tutaj, ponieważ w czasie zimy przejazdy z domu do sklepu są zbyt długie i uciążliwe.

Powiedzieliśmy Olivierowi, że zamierzamy sprzedać mieszkanie, by kupić inne, położone bliżej sklepu. Wówczas poprosił on nas prawie zobowiązaniem, gdyż od czasu, jak tu mieszkamy, staliśmy się wielkimi przyjaciółmi, a przede wszystkim kobiety. Swego czasu zawiadomiłem Was zresztą o tym i daliście Waszą zgodę. Jednakże aktu sprzedaży jeszcze nie podpisaliśmy i jesteśmy dotychczas właścicielami, mimo że rodzina Olivier wstawiła już część mebli do jednego pokoju. W drugim pokoju pozostaje część naszych mebli, dość skromnych.

Z tego też powodu nie możemy, nawet gdybyśmy chcieli, chodzić tam nocować, i dlatego nieszkamy chwilowo w pokoju nad sklepem.

Nawiązaliśmy kontakt z agencją mieszkaniową celem zakupienia małego domku; dwa już obejrzeliśmy, ale nam nie odpowiadały /położone zbyt daleko od metra i autobusu/. Zdecydowaliśmy raczej zakupić mały domek lub nawet zbudować go na zasadzie ustawy Courant niż kupować mieszkanie w kamienicy. Cena będzie ta sama, a zalety z punktu widzenia naszej pracy oczywiste /brak sąsiadów i lokatorów/. Myślę, że w miesiącu marcu sprawa będzie definitywnie załatwiona. Ale nawet, gdyby to nastąpiło później- nie szkodzi; lepiej poczekać, by dokonać dobrego zakupu, ale pospieszyć się, chwytając pierwszy lepszy obiekt.

a/ Apollo

Obecny stan interesów sklepu całkowicie usprawiedliwia zatrudnienie Apollo i, jak wyżej wspomniałem, jego pomoc jest obecnie nieodzowna przy sprzedaży.

Cieszymy się wysokim poważaniem wśród sąsiadów, na merostwie i w kołach handlowych; powtarzam, że jesteśmy całkowicie poza wszelkimi podejrzeniami.

6. Olivier

Nasze stosunki z nim są wciąż bardzo przyjazne, chociaż siłą rzeczy prawie się więcej nie widujemy. Jedynie na Nowy Rok wymieniliśmy karty z życzeniami. Tylko od nas zależy podpisanie aktu sprzedaży mieszkania, ale Mabel pragnie zaczekać, dopóki nie znajdziemy czegoś innego.

7. Sprawozdanie finansowe

W załączeniu sprawozdanie finansowe operacyjne i z kamionu za 4-ty kwartał 1953 r.

8. Gerard

Bardzo mnie zaskoczyła, a przede wszystkim sprawiła przykrość Wasza odpowiedź w sprawie Gerarda. Wszystkie Wasze przypuszczenia są błędne i bezpodstawne. /Podkreślenia Jerome- JZ./ Nigdy bym nie przypuszczał, że uważacie mnie za debiutanta w tych sprawach! Tak mało więc przestrzegałem zasad konspiracji w ubiegłych latach, że sądzicie, iż jestem zdolny popełnić tak gruby błąd, jak zdemaskowanie się przed kimś, kogo nawet nie znam? W każdym razie wyciągam wniosek z Waszej odpowiedzi, że macie dość przeciętną opinię odnośnie mojej czujności i ostrożności w pracy! Czyżbym aż tyle popełnił błędów i tyle spowodował strat w ostatnich latach, że mnie sądzicie w ten sposób? Jeśli zaszło nieporozumienia, to z pewnością przyczyną był fakt, że nie można w raporcie kropkowym wyjaśnić wszystkich szczegółów takiej sprawy; dlatego chciałem szczegółowe wyjaśnienia w sprawie Gerarda przekazać przedstawicielowi Centrali na najbliższym spotkaniu. Ale mniejsza z tym, przechodzę do faktów.

a/ Nigdy nie rozmawiałem z Gerardem, nigdy go nie spotkałem i nie znam go nawet z widzenia.

b/ Jo nigdy się przed nim nie zdemaskował, nigdy mu nie przedstawiał żadnych propozycji i nigdy jeszcze nie mówił mu o możliwości wyjazdu do któregoś z krajó demokratycznych.

c/ Jest faktem /zresztą całkiem prostym i zrozumiałym ze strony Gerarda/, że odwiedził on Jo i powiadomił go o swej decyzji, by raczej podać się do dymisji niż wyjechać do Indochin. W trakcie tej rozmowy stwierdził on również, że zrobi wszystko co możliwe, by wyjechać bądź do Chin, bądź do ZSRR, na Koreę lub do jednej z naszych republik ludowych. Wszystko to było powiedziane w takiej formie, jak przyjaciel zwierza się przyjacielowi.

Podczas tej całej rozmowy Jo kilkakrotnie wskazywał mu trudności, na jakie by napotkał w realizowaniu tych projektów i doradził mu nawet, by spróbował się zaangażować do „Air France” /cywilne przedsiębiorstwo komunikacji powietrznej- uwaga tłumacza JZ/ wiedząc jednak, że pilot wojskowy zwolniony z lotnictwa z takich powodów jak Gerard nie znajdzie więcej żadnego zatrudnienia we Francji. Ale powtarzam, ani przez chwilę nie zdemaskował się przed nim, w czem by to, nie było! [sic]

Nieco później Gerad znów go odwiedził i powiedział, że próby znalezienia sposobu wyjazdu nie dały rezultatu i że obecnie pozostała mu jedyna rzecz do zrobienia- wyjechać do matki, posiadającej małą fermę w Bretanii, aby tam pracować. Zresztą już to uczynił.

Dopiero p otej drugiej rozmowie Jo powiedział mi o nim mówiąc, że byłoby naprawdę szkoda, gdyby człowiek o takich zdolnościach pozostał bezczynny. Ja odpowiedziałem wóczas, że może się coś uda zrobić pod tym względem, żądając od niego, by mi dał słowo, że nikomu o tem nie wspomni, a przede wszystkim, by nic nie mówił Gerardowi.

Następnie przedstawiłem Wam znaną propozycję.

Właśnie w momencie wysyłania paczki Jo przekazał mi przez Mabel wiadomość, że Ministerstwo Lotnictwa zatwierdził dymisję Gerarda. Jo chciał przez to powiedzieć, że od tego momentu Gerard jest do dyspozycji.

Wszystko, co zrobiono- w rzeczywistości niewiele, było robione tak, że Gerard nic o tym nie wiedział.

Mam nadzieję, że to wyjaśnieni jest wystarczające i mimo iż wiem, że to nie zmieni Waszej opinii o mnie, myślę, że przynajmniej tym razem nie jestem winien lub też tylko w niewielkim stopniu.

9. Radio

Za każdym razem o wskazanej godzinie jestem na nasłuchu na ustalonej fali; jednakże dotychczas ani razu nie mogłem złapać audycji. Mimo to szukałem również na falach sąsiednich. Na naszej fali jest bardzo silne zakłócanie.

10. Alarm przekazany w poczcie Nr 20/53

Po otrzymaniu Waszej poczty ogarnęło mnie ogromne zdumienie. Dla mnie było jasne, że w momencie robienia znaku nie było absolutnie nic podejrzanego w okolicy; byłem tego całkowicie pewien, ponieważ, chociaż normalnie prowadzę obserwację przez pół godziny, tym razem przypadkowo trwała prawie całą godzinę.

Podaliście mi, że nasze miejsce sygnalizacji było obstawione przez agentów KW. Jeśli tak było rzeczywiście, to w każdym razie nie w momencie, gdy robiłem znak, chyba żeby byli oni w stanie stać się niewidzialni.

Powtarzam Wam jeszcze raz, że jestem całkowicie pewny, iż w czasie godziny, którą tam spedziłem, nie byłem w stanie wykryć jakiegokolwiek niebezpieczeństwa lub jakiejkolwiek osoby podejrzanej. A mimop to mogę Was zapewnić, że nikt nie pracuje z większą ostrożnością niż ja- przynajmniej przy wymianach poczty i pdoczas sygnalizacji- i wiecie z doświadczenia, że nie narażam się na żadne ryzyko i wolę nie wysłać poczty niż ją narazić na stratę. To samo w sprawie sygnalizacji. W danym wypadku KW musiałoby nie tylko obstawić miejsce sygnalizacji, ale również inwigilować mnie, ponieważ znak jeszcze nic nie mówi, co, jestem tego pewien, nie miało miejsca. Prawda, że nie potrafiłbym odróżnić agenta KW na przykład od agenta SN /zapewne Securite Nationale- policja – uwaga JZ/, chyba żebym go znał osobiście. Natomiast umiem bardzo dobrze odróżnić agenta mającego zadanie inwigilować i jeśli miałbym być schwytany, to z pewnością nie przez takiego /chyba żeby mnie wskazano/. Niemniej wykonałem dokładnie Wasze polecenie i trzymałem się ściśle Waszych instrukcji. Cała praca została więc wstrzymana aż do zmiany decyzji.

Co do materiału, który miał być przekazany przez „auto-stop” /odpisy dokumentów, plany i cztery bardzo ważne filmy/ nie miałem potrzeby je niszczyć ani zakopywać, gdyż nie znajdowały się u mnie, ale w skrytce. Jedyna rzecz, którą natychmiast zniszczyłem, były notatki i pokwitowania dotyczące szczegółów wydatków operacyjnych- za wyjątkiem pokwitowań podpisanych przez przyjaciół, które znajdowały się w skrytce wraz z materiałem- ku memu wielkiemu zresztą żalowi, gdyż brakuje mi obecnie do sprawozdania finansowego.

W ten sposób, mimo iż byłem przekonany, że chodziło o fałszywy alarm, działałem zgodnie z otrzymanymi rozkazami. Jednakże ten wypadek jest mimo wszystko wiele znaczący, gdyż przypomina o ryzyku, na jakie siłą rzeczy narażamy się w naszej pracy; wzmocnił on też moją opinię, że system schowków jest daleki od doskonałości i że bezpośrednia wymiana- na przykład raz w miesiącu- przeprowadzona w dyskretnym miejscu byłaby o wiele bardziej skuteczna, a jednocześnie pewniejsza i prostsza. Jak powiedziałem wyżej, jedynym niebezpieczeństwem jest możliwość zdrady, a system schowków wcale nie jest skuteczną ochroną przeciwko temu, ponieważ godzina wymiany, data i miejsce złożenia poczty są znane zarówno przekazującemu, jak i odbiorcy. Natomiast przy wymianach osobistych nie trzeba by się obawiać, że zajdzie jakiekolwiek nieporozumienie; przede wszystkim ryzyko przypadkowości zostałoby całkowicie usunięte. [dopisek- o jakiej zdradzie on już po raz drugi mów 5.3.56]

11. Sprawa poczty w „Bale”

Nie rozumiem również, dlaczego nie mogłem znaleźć poczty w „Bale” podczas ostatniej wymiany. Przeszukałem nie tylko wskazane miejsce, ale również wszystkie kąty, ale nic nie mogłem znaleźć. Przepraszam za ten wypadek, była to z pewnością moja wina, ponieważ poczta została przez Was złożona i odebrana; byłem tam dwa razy, ale bez rezultatu. Nie mogę w tej sprawie dać żadnych wyjaśnień, gdyż sam ich nie znajduję.

12. Odpowiedź na pocztę 21/53

1/ Fakt, że znak 00 nie był w przewidzianym miejscu, wyjaśnia się tym, że zrobił go Emile; być może, że mu niedokładnie wskazałem miejsce. To samo w sprawie znaku OP w „Peur”. Zrobił go również Emile według moich wskazówek. Przepraszam za to nieporozumienie, które zaszło całkowicie z mojej winy. Powodem nie znalezienia przez Was poczty w „Pils” jest fakt, że nic tam nie złożyłem, trzymając się ściśle Waszych instrukcji. Dodaję, że dobrze zasygnalizowałem, iż nic nie mam do przekazania.

2/ Przeciwnie, jeśli chodzi o znak w „Cleopatre”, jest to inna sprawa. Robiłem tam zawsze znak we wskazanym miejscu i czasie i nie mogę zrozumieć, dlaczego Dick nic tam nie znalazł. A przecież zawsze mi odpowiadał w „Tourelle”.

3/ Powtarzam Wam jeszcze raz, że nasi przyjaciele przedsięwzięli wszelkie środki ostrożności, natychmiast po otrzymaniu Waszego ostrzeżenia. Obecnie wszystko idzie dobrze i po przeprowadzeniu dokładnej obserwacji nic nie możemy wykryć podejrzanego. Zresztą praca zostanie podjęta dopiero w marcu.

Dziękuję Wam za życzenia noworoczne i nawzajem proszę Was przyjąć, chociaż ze znacznym opóźnieniem, życzenia nasze i przyjaciół.

13. Podróż do Szwajcarii

Podróż, spotkanie z Michel i powrót do Francji odbyły się w sposób jak najbardziej zadawalający. U nas wszystko idzie bardzo dobrze, jak również u przyjaciół. Z powodu mego wyjazdu nie odwiedziłem Denisa i myślę, że spotkanie z nim obecnie nie jest potrzebne, chyba gdybym otrzymał polecenie Centrali, ponieważ Michel mi powiedział, że u Denisa wszystko w porządku.

14. Zmiana pseudonimów:

Od tej chwili Jerome staje się OMAR,

Mabel staje się EMIL,

Jo staje się CATHERINE,

Ernest staje się YVONNE,

Bob staje się WILLY.

/W przekazaniu pseudonimów przez Macieja nastąpiły pomyłki- uwaga Jo/.

Jeśli życzycie sobie zmiany pseudonimu GLADYS, wyszukajcie nowy i przekażcie mi go. [dopisek- Moim zdaniem trzeba liczyć takie pseudonimy, jak je zrozumiał Jerome, żeby nie komplikować sprawy. 5.3.54]

15. Zmiana sytuacji Yvonne /Ernesta/

Yvonne znalazł mały domek, składający się z kuchni i pokoju na parterze oraz z dwóch pokojów na pierwszym piętrze. Oprócz tego jest tam mały warsztat- poprzedni właściciel był hydraulikiem oraz mała pralnia w ogródku. Dom jest zbudowany z cegieł, zaudowania gospodarcze z cementu, wszystko w doskanałym stanie. Cena 1500000 fr

Była to jedyna okazja i z tego powodu wyraziłem natychmiast moją zgodę. Właściciel domu musi wyjechać celem objęcia spadku po swoim ojcu na prowincji. Dom znajduje się na bliskim przedmieściu Paryża, 7 minut drogi od stacji metra i 15 minut od nas. W porozumieniu z agencją mieszkaniową, która pośredniczy w sprzedaży, Yvonne uzgodnił z właścicielem, że będzie zadeklarowana oficjalnie suma 800000 fr dla zmniejszenia podatku i kosztów manipulacyjnych. Yvonne zapłaci wszystko w gotówce. Zadatek w sumie 500000 fr został już wpłacony. Kontrakt będzie podpisany 1 marca.

Nie muszę Wam opisywać, jak bardzo jestem zadowolony z tego szczęśliwego rozwiązania, ponieważ sytuacja Yvonne stała się prawie nie do zniesienia. Pomyślcie tylko, cztery osoby- w tem dwoje małych dzieci- w jednym pokoju, o połowę mniejszym od mojego! Tak więc mam nadzieję, że zatwierdzicie całkowicie ten wydatek.

Spłata odbędzie się w sposób następujący:

800000 fr /cena podana oficjalnie/ zostanie przekazane na konto pocztowe w obecności notariusza. Ma to zabezpieczyć przed nadmiernym podatkiem. Koszty manipulacyjne zostaną oczywiście opłacone gotówką. Reszta zostanie zapłacona „pod stołem” z ręki do ręki w biurze agencji mieszkaniowej. Dom będzie wolny najpóźniej do 15 kwietnia. Zwiedziłem mieszkanie wraz Yvonne i mogę Wam powiedzieć, że doskonale nada się dla naszych celów. W dawnym warsztacie możemy zrobić taką skrytkę, że sam diabeł nic nie znajdzie. Jest to bardzo ważne, gdyż taka skrytka stała się dla nas niezbędna. Ponadto mieszkanie będzie służyć jako listówka; jest to adres wymarzony, gdyż nie ma ani sąsiadów, ani dozorcy, który odbierałby listy; Yvonne będzie je otrzymywał bezpośrednio z poczty, to znaczy od listonosza.

16. Zakup mieszkania dla Omera

Mamy nadzieję, że będziemy mogli zakupić mały domek w końcu marca. Natychmiast p oznalezieniu odpowiedniego obiektu trzeba przecież, by odpowiadał on naszym potrzebom: blisko sklepu, blisko autobusu itd./, podpiszemy akt sprzedaży naszego starego mieszkania z Olivierem i wprowadzimy się do nowego mieszkania.

17. Sprawozdanie finansowe

Sprawozdanie sporządziłem aż do końca lutego, gdyż do końca miesiąca nie będzie wydatków nieprzewidzianych.

Wydatki dla Yvonne zostały już wliczone. Po przybyciu do Szwajcarii Michel mi wręczył raz 300 fr szw., a drugim razem 900 fr Po odciągnieciu wydatków: hotel, wyżywienie, napiwki, różne itd. pozostało mi jeszcze 800 fr szw., które przywiozłem do Francji i które znajdują się z tego powodu w funduszu powierzonym mi dla celów operacyjnych. [dopisek- 900 fr szw. Było wręczone na podarunek dla „Omer” i „Emil”, po co on je liczy jako operacyjne?]

18. Wakacje

Zwracam się do Was w sprawie wakacji tegorocznych. Moja żona i ja chcielibyśmy spędzić je razem i bez potrzeby myślenia o czymkolwiek. Dlatego proszę Was o pozwolenie nam spędzenia wakacji w miesiącu sierpniu /gdy sklep będzie zamknięty/ bądź w Szwajcarii, bądź we Włoszech /raczej we Włoszech z powodu języka/. Ponieważ również Caroline wraz z rodziną spędza wakacje w sierpniu, możemy wyjechać zupełnie spokojnie. Jeżeli wyrazicie na to zgodę, prosiłbym Was, by zorganizować w takim wypadku „auto-stop” na drugą połowę lipca celem przekazania w razie potrzeby materiału. W ten sposób po raz pierwszy od 1948 r. spędzilibyśmy razem nasze wakacje. Zwróciłem się z tym do Michel’a, ale powiedział mi, że nie jest kompetentny w tej sprawie. Przy tej okazji prosiłbym Was również, byście pomyśleli o roku przyszłym- 1955, w którym chcielibyśmy spędzić wakacje u Was. Obiecano mi to zresztą podczas mego pobytu w 1950 r. Tylko, że Emile domaga się, by razem pojechać i jest to zrozumiałem. Zresztą nie wyszłoby jej na złe osobiście złożyć sprawozdanie przed swymi szefami, nieprawdaż?

19. System łączności

Nowy system łączności jest całkowicie jasny, a pierwsza wymiana odbędzie się w marcu w schowkach „Arts” i „Joie”, sygnalizacja w „Jardin” i „Selection”. Proszę Was jedynie, by wskazać mi dni sygnalizowania w „Cleopatre” dla systemu alarmowego, chyba że dni pozostają te same co teraz. [dopisek- Dokładnie wyjaśnić jak korzystać z systemu alarmowego: kiedy i w jakich wypadkach sygnalizować, kiedy i gdzie wymiany lub …]

20. Poczynając od rozdziału 12 raport ten został opracowany po moim powrocie ze Szwajcarii. Stąd pochodzi fakt, że używam już nowe pseudonimy oraz że pokwitowanie Yvonne jest podpisane jego nowym pseudonimem.

21. Jak było przewidziane, Caroline wprowadził się do nowego mieszkania 1 lutego, ale brak mu jeszcze wielu mebli i różnych drobiazgów /a nawet większych rzeczy/. Myślę, że byłoby dobrze pomóc mu trochę, ponieważ obecnie przyjmie on chętnie tego, co odmawiał poprzednio.

22. Następną pocztą przekażę:

a/ wszystkie adresy przyjaciół, w tem nowe adresy Caroline i Yvonne;

b/ fotografie Apollo i „Camion”;

c/ bilans trzech lat zakładu Willy.

23. Nie otrzymałem jeszcze kartki podpisanej „Alain” [dopisek- Nasza listówka, co nie funkcjonuje]; z mojej strony wyślę kartkę podpisaną „Auguste” jeszcze w tym tygodniu na listówkę Centrali.

OMAR

Cdn

Wsypa Jerzego Bryna – część ostatnia

Dzisiaj pożegnam się ze sprawą Jerzego Bryna. Nie zamierzałem zajmować się jego zdradą, tylko sprawami operacyjnymi polskiego GRU we Francji. Chcąc, nie chcąc jednak wyrobiłem sobie zdanie na ten temat. Moim zdaniem to nie Bryn podał informacje o swojej siatce i innych siatkach, doprowadzając do procesu i skazania 13 osób. Sami Państwo przeczytali w dokumentach śledztwa, że Jacqueline Cassagnol nie była sądzona czy nawet podejrzana o szpiegostwo. Ten argument przyjąłem wprost z wyjaśnień Bryna, ale po zapoznaniu się z „jej” teczką. Po drugie sam sobie przebadałem, że w śledztwie francuskim nie występuje bardzo bliski przyjaciel Bryna, który prowadził własną siatkę nielegalną z Brukseli, chociaż skazano „jego podwładną” Obodę, ale pozostałych 9 osób już nie. O tej siatce będą publikował za jakiś czas. Ponadto większość skazanych nie należała do siatki Bryna. Co prawda mógł ich znać jako kierownik francuskiej sekcji, ale nie wsypał znanego już Państwu le Blevenec’a- przecież bardzo cennego agenta. Z tej samej siatki wpadł rezydent Bertelle, ale nie wpadli Menduni, ani Dobruski- jego pomocnicy, prezentowałem ich dokonania i występują oni w raportach Bertelle do Centrali. Bryn nie wsypał także działających już wtedy w innej siatce oficerów Bernard, Pelisson, Bouard, Dubois i Barataud. Wybiórczość działań DST i sędziego śledczego wygląda mi raczej na jakiegoś „księgowego z Centrali”, który pobieżnie i właśnie wybiórczo poznał dane agentury z dokumentacji funduszu operacyjnego, z pokwitowań, a nie z dokumentów operacyjnych, jakimi dysponuje kierownik sekcji francuskiej. Wreszcie DST zatrzymała w niemiły sposób Szwarca, wspólnika Bryna w firmie-masce. Wg dokumentacji operacyjnej Szwarc nie był źródłem informacji wywiadu wojskowego, tylko „cywilem”, który skorzystał z biznesowej okazji. Jednak DST prowadziło za nim inwigilację, więc działała zupełnie poszlakowo.

Rzeczywiście w całej sprawie Bryna najbardziej zainteresowało mnie, ile Bryn („polscy podatnicy”) wydawał na działalność siatki, na rodzinę żony i na firmę-maskę. W prezentowanych dokumentach padła już informacja o milionach franków (starych). Prezentowałem także dokument odnoszący się do zarobków Cassagnol. Wg rekordów w bazie w czytelni IPN teczki wywiadu o Brynie zaczynają się w 1958 r., więc skorzystałem z podsumowania prokuratury w obszernym akcie oskarżenia:

k. 37 Przemówienie prokuratora wojskowego mjra Józefa Chomętowskiego w sprawie Jerzego Bryna, 13 i 14.1962 r.

/…/ Opuszczając Francję Bryn zostawił tam gotówkę i mienie na łączną sumę 4980000 franków, z czego 275000 fr. stanowiło wkład gotówkowy do firmy kierowanej przez handlarzy Jagodzińskiego i Szwarca i było podstawą do poważnego wzbogacenia się tych ludzi, którzy po kilku latach mogli nabywać w Paryżu eleganckie wille, samochody i prowadzić wystawny tryb życia. Bryn w tym interesie zachował określony udział, a to dlatego, że jego prawa w firmie nie zostały przeniesione na inną osobę.

Suma 4980000 franków nie wyczerpuje całości funduszów pozostawionych przez Bryna we Francji. Dochodzi do tego jeszcze 2000000 franków, jakie Bryn zużył na kupno domku z ogrodem dla rodziców swej przyszłej żony Julii Brumerhurst. W domku tym Julia Brumerhurst zamieszkuje obecnie ze swą matką.

Zaraz po przyjeździe z Francji Bryn i Julia Brumerhurst, niezależnie od otrzymania umeblowanego i urządzonego mieszkania, otrzymali 20000 zł bezzwrotnego zasiłku. Poza tym Julia Brumerhurst otrzymała 2000 zł miesięcznej pensji, którą bez żadnych świadczeń z jej strony pobierała przez całe 4 lata, bo aż do grudnia 1956 r. Jej rodzicom we Francji wypłacono w międzyczasie 550000 fr. pożyczki, z czego Brynowie zwrócili tylko 350000 fr. i to w bardzo dogodnym przeliczeniu po 1 zł za 100 franków. W 1953 r. Julii Brumerhurst wypłacono też 1500 dolarów na sprowadzenie z Francji do Polski jej dzieci i mienia. /…/

Zarobki w nielegalnej sieci

O pieniądzach dla małżeństwa agentów już Bryn (rezydent Robert) nieco wspominał. W teczkach agentów wydatki pieczołowicie wpisuje się do wykazu, ale nie w przypadku Cassagnol. W ich teczce wpisano tylko część wydatków, a księgowi polskiego GRU powinni rezydentów obciążyć nierozliczonymi kwotami:

– k. 6 Ewidencja wydatków na agenta

– [Okres] 1948- 1951 Uposażenie za wykonywaną pracę. Nagrody w formie pieniężnej i podarunków wartościowych. Zakup mieszkania w Paryżu. Sprzęt techniczny i aparaty. Podróże, upominki, obiady i inne. [Suma] 2000000 fr. fr.

– [Okres] 1952 Uposażenie miesięczne wynosiło przeciętnie 60000 fr. Poza tym pokrywano wydatki na różnego rodzaju podarunki, nagrody, sprzęt techniczny itp. [Suma] Ze względu na brak danych nie ustalono dokładnej sumy.

– [Okres] 1953 Z tytułu uposażenia w kwietniu 1953 wypłacono 1200 fr. szw.

Z tytułu uposażenia w lipcu 1953 wypłacono 2400 fr. szw.

Uposażenie za okres od września do grudnia 1953 r. 400000 fr.fr.

– [Okres] 1954 Uposażenie roczne w wysokości 300000 kwartalnie – 1200000 fr.fr.

Na zakup nowego mieszkania /dwukrotnie 450000 fr.fr.

Na zakup samochodu 250000 fr.fr.

Nagrody pieniężne 340000 fr.fr.

– [Okres] 1955 Uposażenie całoroczne w sumie 300000 za kwart. /z tym, że 60000 ff dopłacono w 56 r./ – 1200000 fr.fr.

– [Okres] 1956 Uposażenie za I kwartał – 300000 fr.fr.

Wyrównanie za III kwartał 1955 r. – 60000 fr.fr.

Zapomoga na leczenie Dominique – 50000 fr.fr.

Andre Cassagnol – period partyzancki

Prezentację tego agenta zacząłem w sposób niezbyt uporządkowany, ale poznali go Państwo już przy okazji pracy francuskich śledczych. Powinienem zacząć od jego życiorysu, co niniejszym zaraz naprostuję. Przy sporządzaniu odpisu jego autobiogramu ciągle przypominali mi się Rene z Allo, allo i Żandarm z Saint-Tropez.

– k. 7 Odpis i tłumaczenie biografii Xaviera

Urodzony dnia 21 kwietnia 1922 r. w Orleans. Ojciec, mechanik, dobry republikanin. Matka instruktorka /laique/. Wychowany w Etampes. Wykształcenie: szkoła powszechna i początki w liceum. Wyszkolony przez matkę w Menton, gdzie ukończyłem 4 lata kursu średniego /complementaire/. Mała matura /brevet elementaire/ oraz pierwszą część dużej matury /brevet superieur/. Moi rodzice narzucali mi zawód nauczyciela.

Zima 39 r.: wyjeżdżam do Nice na szkołę PTT /Telegraf, Telefon/. W dalszym ciągu przygotowuję się do dużej matury /brevet superieur/ i zdaję drugą część.

Po zawieszeniu broni wracam do Menton. Nie mam już chęci być nauczycielem ani urzędnikiem poczty. Próbuję ucieczkę do Anglii na węglowcu szwedzkim przejezdnym w Marsylii. Nie udaje mi się. Zapisuję się do Wydziału Praw w Aix-En-Provence celem osiągnięcia zdolności w Prawie.

W lipcu 1941 r. z wielkimi sukcesami kończę pierwszy rok Prawa. Matka moja przeniesiona na emeryturę, skazana sankcją administracyjną rządu Vichy. Moi rodzice kupują małe gospodarstwo ziemskie w okolicach Aix-En-Provence. Pracuję na roli u rodziców i kontynuuję swe studia Prawnicze. W lipcu 1942 r. /Chantiers de Jeunesse/. Powyższa perspektywa nie odpowiada mi.

Chcę wyjechać do północnej Afryki, do wojska w kompanii meharystów /wojska arabskie/. Podokręg wojskowy informuje mnie, że dla domagania [się] angażowania w tej specjalności należy ukończyć służbę wojskową. Angażuję się do pułku artylerii przeciwlotniczej. Po ukończeniu służby jestem wyznaczony na szkołę kadr generała Delattre de Tassigny. Niemcy okupują strefę południową. Jestem zdemobilizowany w listopadzie 1942 r.

Jestem zdezorientowany, mam bardzo mało przyjaciół, a mało z nich pewnych. Za pośrednictwem moich rodziców usiłuję skontaktować się z Komunistyczną Grupą Oporu. Powyższa próba nie udaje się. Otrzymuję kilka wzywań [sic] na wyjazd do Niemiec z tytułu Służby Pracy Przymusowej /Service du Travail Obligatoire/. Ukrywam się na wsi. Zdradzony przez sąsiada zostaję zatrzymany przez policję /Garde Mobile/ i zamknięty do pociągu wyjeżdżającego w kierunku Kaiserlauten. W Pirmansens konwojenci opuszczają nas, pozostają tylko tłumacze. Zmieniam więc kierunek i wyjeżdżam na granicę. Wyładowują nas w Sarrbrucken, gdzie kilka dni pracujemy na dworcu. Poddani pod ostrą dyscyplinę. Następnie wysyłają mnie do gospodarza rolnego w Sarrelouis. Odmawiam pracy i zostaję wysłany do Arbeitsamt, skąd skierowany do obozu przy fabryce w Dilligen. Symuluję chorego i udaje mi się oszukać lekarzy. Jest to choroba poważna i chcą mnie wysłać do Francji. Arbeitsamt sprzeciwia się i wyjeżdżam do gospodarstwa rolnego na granicy. Gospodarz jest profrancuzem i lekko antynazistą.

Czerwiec 1943 r. próbuję pierwszej ucieczki w kierunku Metz do Noveans. Na skutek złego przygotowania ucieczka ta nie udaje się. Wracam do gospodarstwa, poinformowany gospodarz obiecuje mi pomoc po ukończeniu przeze mnie prac letnich. Koniec listopada otrzymuję od młodej Niemki, sekretarki w Landtragt, kartę urlopową dla młodożeńca. Autentyczność tego dokumentu została potwierdzona przez mego patrona i przedstawiona merostwu i szefowi gestapo celem otrzymania odpowiednich pieczęci.

Wracam do Francji. Moi rodzice, którzy gościli sekretarza komórki partii komunistycznej, skazanego przez Niemców na karę śmeirci, kontaktują mnie z jego żoną, która dostarcza mi lewą legitymację /carte d’identite/. Wyjeżdżam do Tarbes, gdzie brat kontaktuje mnie z siecią ruchu oporu kierowaną przez Anglię, „Madaleine”. Przez kilka dni, celem otrzymania dokumentów zupełnie w porządku pracuję w fabryce. Wykonuję zadania: rozdawanie ulotek, przewożenie broni itd. Ścigany, w w początkach maja wyjeżdżam do „maquis”. Skierowany do „korpusu wolnego” /corps franc/ składającego się z około trzydziestu ludzi liczących poniżej 19 lat, uzbrojonych zaledwie w sztylet i żyjących z grabieży. Zniechęcony zgłosiłem się do departamentalnego szefa sieci, który daje mi wolna rękę /carte blanche/ dla utworzenia grupu bardziej zgranej i aktywnej. Zwalniam najmłodszy element od 12 do 15 lat pozwalając im na powrót do domu. Na zadaniu w Perigueux zdobywam dwa pistolety maszynowe „Sten” wraz z trzema magazynkami. Chłopcom, którzy ucierpieli tym płacę odszkodowania, do tego otrzymuję kilka tysięcy franków od sieci- wybieram nowy rejon działania dla mojej grupy i postanawiam ciagle zmieniać. Goszczę wybieralnegi szefa sieci: Anglik IS, mjr Jack Holding’a i angielskiego radiotelegrafistę Max’a. Radiotelegrafista pozostaje z nami i obiecuje nam sprzęt i broń z Londynu. Badam całą okolicę celem odnalezienia odpowiedniego terenu dla przyjmowania rzutów spadochronowych. Przenoszę radio celem uniknięcia wykrycia jej. W śroku m. czerwca na skutek zdrady atakuje nas około 50 milicjantów uzbrojonych w karabiny maszynowe, granaty i pistolety maszynowe. U nas 3 rannych i jesteśmy okrążeni. Uzbrojony w dwa pistolety maszynowe udaje mi się ucieczka wraz z dwoma chłopcami z najbardziej skompromitowanych w oczach Niemców. Młodsi są uwięzieni, ale czekają na nich lekkie sankcje, za wyjątkiem jednego Żyda- deportowany wraz z innym kamaradem.

Nawiązuję kontakt z regionalnym szefem, który w ciągu kilku dni otrzymał dwa rzuty spadochronowe. Sześć CKM Browning, 200 pistoletów maszynowych Sten, 100 karabinów, dwie „walizki nadawczo-odbiorcze”, plastic 808, granaty. Przybywają rekruci starsi i lepiej wyszkoleni niż z początku. Jestem wyznaczony dla utworzenia nowej grupy „wolnych”. Jest to wynikiem konferencji szefów francuskich i angielskich. Materiał posiadany przez Was jest za liczny- odstępuję dwa CKM i inną broń grupie z „Maquis du 2e Dragon” /Marcel/, zaatakowany przez kolumnę niemiecką.

Wykonujemy 8 sabotaży na torach kolejowych w obrębie naszego działania, tym samym hamujemy transport dywizjonów pancernych PANZERN, FUERHER i DEUTSCHLAND przeznaczone dla wzmocnienia frontu w Normandii. Dywizjony te przybywające z brzegów Morza Śródziemnego zmuszone są kontynuować drogę szosą, gdzie bez przerwy atakujemy ich. Jeden z ataków wykonany granatami i CKM przeciwko 10 czołgom „Tigre” nie udaje się, nie ponosimy jednakowoż żadnych strat. Z Toulouse przydzielają mi pluton GMR. Jesteśmy teraz prawdziwym „Maquis”. Jako zastępców mam dwóch oficerów zawodowych, którym powierzam kierownictwo naszego obozu. Z mojej strony z 10-oma ludźmi wykonuje specjalne zadania, sabotaże i misje.

Nowy zrzut spadochronowy, mniej interesujący od pierwszego. Spotykam się z majorem Jack Holding i Brown, którzy między innymi proponują mi utworzenie ruchu socjalistycznego po wyzwoleniu pod nazwą „Liberer- Federer”. Ruch ten, o wabiącym programie, miałby między innymi za cel stworzenie Stanów Zjednoczonych Europy. Propozycja ta wydaje mi się umową churchilowską.

Dnia 18 sierpnia otrzymujemy rozkaz „Villeneueve”. Wraz z trzydziestoma ludźmi uzbrojonymi w szęść CKM otrzymuję rozkaz zatrzymania kolumny niemieckiej, składającej się z 1500 ludzi i posuwającej się w naszym kierunku. Proszę o pomoc komendanta FFI /komendant okręgu/. Przysyłają nam grupę bardzo wojowniczych republikanów hiszpańskich oraz dwa inne oddziały „wolnych” /francs/. Kolumna niemiecka zmienia kierunek marszu. Wzywają nas do Tarbes. Po drodze bójki. Jesteśmy pierwszym oddziałem z „Maquis” wchodzącym do miasta. Walki uliczne z milicjantami.

Płk Petit nadaje mi stopień podporucznika FFI. Potrzebni są ochotnicy do brygady FFI na płd.-zach. Zgłaszamy się wszyscy i pod dowództwem majora FTP „Roger” odjeżdżamy w kierunku Chalons.

Otrzymuje przydział do 51-go Pułku Piechoty przy pierwszej armii /7º RTA/, który zajmuje stanowiska za St-Die. Dowodzę plutonem partyzantów. Otrzymujemy ekwipunek amerykański i dwukrotnie bierzemy udział w natarciu na Colmar.

Luty 45 następuje rozwiązanie pułku, oficerowie FFI są skierowani do szkół wojennych. Otrzymuję przydział do batalionu szkolnego przy 53 Pułku Piechoty. Powyższa decyzja nie podoba mi się i wyjeżdżam do Paryża celem ustalenia wartości moich praw. W Paryżu zatwierdzają mi stopień. Kontaktuje się ze służbą angielską. Major Jack Holding przedstawia mnie komendantowi Brooks. Zdaje dwa egzaminy kontrwywiadu i przydzielają mnie do komisji wybranej z przeznaczeniem do rzutów spadochronowych nad Niemcami wraz z grupą wywiadowczą i sabotażystów. Projekty te odpadają z podpisaniem zawieszenia broni z Niemcami. Zgłaszam się do Ministerstwa Wojny, gdzie drogą głównej korespondencji do gabinetu wojskowego zapoznaję ministra z moją sprawą. Wysłany do mojej jednostki: 53 pułk piechoty.

W jednostce oficerowie zawodowi byli działacze Vichy nie uznają mi stopnia oficerskiego, odsyłają mnie do szeregów jako strzelca. Piszę do majora Holding’a w Paryżu. Po kilku dniach stopień podporucznika mi wraca przez telegram od ministra.

Wysłany do Paryża jako instruktor celem zorganizowania kadry władz wojskowych w Niemczech. Ten okres intruowania wykonuje jako oficer bezpieczeństwa. W grudniu 45 jestem zdemobilizowany. Przez kilka miesięcy pozostaję w Paryżu, żyjąć dość nędznie, wreszcie za pośrednictwem kolegi, otrzymuję pracę, którą zajmuje do chwili obecnej.

W 46 r. ożeniłem się z dziewczyną: oficer AFAT, byłą uczestniczką ruchu oporu /Maquis AS/ mianowana do stopnia podporucznika przez Joinville.

Ojciec małoletniego dziecka.

Od listopada 47 r. członek Komunistycznej Partii Francuskiej. Aktywność bardzo ograniczona w komórce.

Obecnie oddaliłem się definitywnie od Partii.

Xavier

[1949]

Cdn

Cassagnol – Ewidencja otrzymanych materiałów od agenta

Skoro już jesteśmy przy szpiegowaniu przez małżeństwo Cassagnol, to proszę zapoznać się z dokumentem podsumowującym dostarczone materiały, skoro nie udostępniono mi teczki pracy:

– k. 5 Ewidencja otrzymanych materiałów od agenta

– Okres 1948- 1952 Claude’owie dostarczali materiały z dziedziny wojskowej m.in. opisy aparatów telewizyjnych do kierowania poc. rakiet. Dane o pocisku rakietowym HS-293. Dane nad zastosowaniem promieni ultra-czerwonych. Informacje dotyczące radioaparatów- zapalników. Informacje o radarach. Informacje o telesterowaniu. Informacje o marynarce francuskiej itp. Wszystkie z w/w materiałów oceniane były jako bardzo cenne i cenne.

– Okres 1953- 1954 Claude’owie dostarczają materiały o tematyce wojskowej m.in. sprawozdanie z odprawy Szefów IV Oddziałów Sztabów Okręgów Wojskowych. Materiały o szkoleniu wojsk, kadry itp. Mat. dotyczące aparatury tel. Listy jednostek armii lądowej i ich rozmieszczenie. Nt. sygnalizacji przy pomocy promeni podczerwonych. Zapotrzebowanie na pociski elektronowe. Organizacja Dowództwa Plot. Wykaz oddziałów w na terenie OW I. Oznaczenie pól minowych. Biuletyn ABC. Pociski elektronowe zbliżeniowe. Formowanie wielkich jednostek rezerwy i w ogóle. Poc. zbliżeniowe. Stan osobowy 8 DP. Wysyłka do PAF. Instrukcja dcy I OW. Wykaz funkc. IW Org. D-twa okregu zmobilizowanego. Przygot. strzelania. Materiały w sprawie badań i doświadczeń w Min. Mar. Woj. itp. Wszystkie w. wymienione materiały zostały ocenione jako cenne i b. cenne.

– [Okres] 1955 Claude w dalszym ciągu dostarcza mat. o tematyce wojskowej m.in. są to materiały na temat szkolenia wojsk i rezerw, organizacji wojsk zaopatrzenia w paliwo i amunicję. Dane o sprawach w składzie OW I i rozmieszczeniu jedn. I OW. Na temat transportu i zaopatrzenia, funkcjonowania transportu i jego mobilizacji na czas wojny. Mat. zawierają sprawozdania z działalności różnych grup badawczych. Zamówienia na pociski. Materiały na temat manewrów Life-fine w ramach NATO. Dane o udziale Francji w ramach NATO itp. Materiały oceniane były jako cenne i b. cenne.

– [Okres] 1956 Instrukcja odnośnie org. i funkcjonowania transportu. Sprawozd. z prób ś… okrętów. Stacjonowanie jednostek. Dalej mat. jak w teczce Nr 22/II. [Ocena] Wartościowe i b. wartościowe.

Cdn

Rezydent sieci nielegalnej w dzienniczku

Ten sam rezydent Oddziału II 7 lat wcześniej, w 1952 r. popełnił sprawozdanie na ten sam temat tj. o działalności swojej siatki polskiego GRU. Dokument można datować tylko orientacyjnie, po numerze kancelaryjnym nadanym w Centrali. Wydawałoby się, że sprawy uzbrojenia czy organizacji francuskiej armii są w takiej działalności pierwszoplanowe. Okazuje się, że nie, że rezydent to psychoterapeuta i opiekuje się nie tylko agentem, ale i jego żoną, a nawet jego teściową. Ubolewam, że z tym postem nie zdążyłem na święto Klary Zetkin, bo wg poniższej relacji prawa agentki zostały pogwałcone, nie miała ona samodzielnej pozycji mimo lepszych wyników w szpiegowaniu niż jej mąż, a w ewidencji polskiego GRU występuje wyłącznie jako dopisana do męża. Jej prawa i autonomię pogwałciły także francuskie służby i sędzia śledczy, bo w prezentowanych tydzień temu dokumentach francuskich Jacqueline Cassagnol występuje wyłącznie jako żona Andre, a nie jako wartościowy agent, więc skazano jego, a jej nie. Dla czytelności dokumentu wyjaśniam, że kryptonimami oznaczono miejsca pracy: Aix- szef sekcji zaopatrzenia i intendentury w Etat Maior I Region- IV Bureau, Hotel des Invalides; Bar- kierownik sekretariatu w biurze doświadczeń Ministerstwa Marynarki Wojennej. Jej szef, krypt. John, to mjr Seligman. Robert to Jerzy Bryn:

– k. 169 Sprawozdanie Roberta o pracy i stanie jego sieci, W4/00627/52, Ściśle tajne

1. SKŁAD

Sieć roberta składa się obecnie z następujących agentów informatorów:

a/ Xavier

b/ Adam

c/ Julien

d/ Dunoir

i agentów dla pracy technicznej: Otto i Martin.

Są to pracownicy oficjalnie zawerbowani, pracujący systematycznie i regularnie z pełną wiedzą o charakterze i przeznaczenia ich pracy dla nas.

Poza tym korzystamy za pośrednictwem Dunoira ze sporadycznych usług Yvesa, którego należy uważać za informatora stałego i raczej amatorskiego.

Jest to obecny stan sieci. Przypominam, że w przeszłości do niej należeli również: Garrigues, Chabrier, Armand, Marc oraz Victorowie. Z Armandem przerwałem od dawna stosunki z polecenia Centrali. Z pozostałymi zaś zerwaliśmy z mojej inicjatyty i za zgodą Centrali, ponieważ nie przedstawiali dla nas żadnej konkretnej wartości, kosztowali nas b. dużo i byli tylko zbytecznym ciężarem. Z wyżej wymienionych ludzi pragnę się zatrzymać jadnak nad sprawą Marca.

Mniej więcej na początku 1951 r., zdaje mi się , Marc, który był starym aktywnym militantem Partii i znanym w szerokich kołach robotników portowych w Marsylii, został zawezwany do Francois Billoux. Nie warto teraz powtórzyć wszystkich szczegółów tej całej sprawy. Wiadomo tylko, że na skutek tej rozmowy z Billoux, a szczególnie dlatego, że Billoux wypytywał Marca o Ottona, w towarzystwie którego podobno ktoś go zauważył na mieście. Centrala postanowiła, zupełnie słusznie zresztą /na mój własny wniosek, jeśli się nie mylę/, że należy zawiesić pracę Marca. Obecnie uważam, że już od owej chwili upłynęło tyle czasu i sprawa nie miała żadnych skutków dla Ottona, należałoby pomyśleć o wznowieniu kontaktu z Marc’em. Proponowałem przeto, aby Otto spotkał się Marc’em dla przeprowadzenia wstępnej, b. luźnej i ogólnej rozmowy, abyśmy mogli się dowiedzieć, czy i jakie były ew. skutki owej dawnej interwencji Billoux, co Marc obecnie porabia i czy byłby gotów wznowić dla nas pracę, w jaki sposób itd. Chodzilo mi więc tylko o to, by wejść w ponowny kontakt z nim celem zorientowania się co do ew. celowości jego pracy dla nas, jego osobistego nastawienia, obiektywnych możliwości itd. Na tej podstawie moglibyśmy wówczas powziąć odpowiednią decyzje. Jak już wyjaśniałem w raportach z terenu, zależy mi na tym zbadaniu ew. możliwości wznowienia pracy dla nas, gdyż wydaje mi się, że on mógłby nam być pożyteczny. Jego praca najprawdopodobniej polegałaby na bezpośrednim dostarczeniu wiadomości lub materiałów wywiadowczych /wydaje mi się, że do tego brak mu kwalifikacji osobistych i możliwości obiektywnych/, lecz na typowaniu i proponowaniu nam kandydatów do werbunku. Podobno w tej dziedzinie on może mieć duże możliwości, gdyż ma liczne i ciekawe stosunki. On sam mógłby ew. oddać nam duże usługi, informując nas o działalności agentów wroga wśród ludności robotniczej w ogóle i portowej w szczególności. Proponuję przeto, aby Centrala ponownie rozpatrzyła tę sprawę.

2. Wzajemne stosunki w sieci

a/ Xavierowie, Julienowie i Dunoir nie znają się i nikt z nich nie wie o istnieniu drugiego.

b/ Martin. Zna Juliena z racji jego pracy w przeszłości jako sekretarza w biurze Juliena. Martin w przeszłości utrzymywał bezpośrednią, osobistą łączność z Julienem, przekazując jego materiały do mnie i na odwrót /za pośrednictwem Ottona/.

Od około 6-ciu miesięcy, od przejścia Juliena na kropkowanie i ustalenie łączności z nim poprzez absolutnie martwe skrzynki nie ma żadnych kontaktów między Martinem i Julienem. Obecnie, ponieważ Julienowie zmienili mieszkanie, Martin nie zna nawet adresu Julienów i nic o nich nie wie. Martin nie wie również, że Julien pracuje w bazarze. Julien zaś, który zna adres Martina, otrzymał ode mnie absolutny zakaz kontaktowania Martina pod jakimkolwiek pozorem.

c/ Martin wie o istnieniu Xavierów i zdja mi się, że zna ich. Wiem tylko, że Martin opowiadał Ottowi, że zapoznał Xavierów w mieszkaniu Dupontów i przez pewien czas /przed moim przyjazdem do Francji/ Martin i Xavierowie utrzymywali pewne stosunki towarzyskie. Również Xavierowie na pierwszych moich spotkaniach z nimi często wypytywali mnie i wspominali o Martinie. Widząc moją niechęć i niezadowolenie z tego stanu rzeczy już więcej nie wspominają o Martinie.

d/ Martin nie wie o istnieniu Dunoira.

e/Martin utrzymuje bezpośredni kontakt z Ottonem. Szczegóły będą omówione niżej w związku ze sprawą łączności.

f/ Otto zna istnienie, adresy, nazwiska i /prawie/ wszystko, co się tyczy spraw osobistych i problemów związanych z pracą wszystkich bez wyjątku obecnych członków sieci. Otto utrzymuje bezpośredni, osobisty kontakt z Xavierami, Dunoirem i Martinem. Otto zaś nigdy nie spotkał się z Julienami i oni jego nie znają. Otto zaś widział ich z daleka i wie, jak wyglądają. Istnieje możliwość, że w czasie mojej nieobecności w terenie nastąpi na życzenie Ottona bądź Juliena spotkanie między nimi /omówiła przed wyjazdem techniczne sposoby i warunki takiego spotkania/. Na marginesie stosunków Otto-Julien pragnę opowiedzieć, co następuje: Otto opowiedział mi, że już dawno temu do domu rodziców Ottona w Paryżu przybył Julien z jakimś poleceniem od Duponta dla Ottona. Nie znaczy to, aby Julien wiedział, że osobą, którą widział jest Otto. Możliwe tylko, że jeżeli jutro Julien zobaczy Ottona z mego ramienia, to przypomni sobie, że był już u niego w domu i tym samym przypomni sobie jego adres. Jest to oczywiście rzecz b. niedobra. Miejmy tylko nadzieję, że Julien, który jest nie b. spostrzegawczy, nie pozna Ottona.

g/ Xavierowie i Dunoire nie znają ani nazwiska, ani adresu Ottona. Dla Xavierów Otto nazywa się Francoise, a dla Dunoira- Marie.

h/ Robert zna osobiście wszystkich członków sieci i częściej lub rzadziej widuje się z nimi /szczegóły później/. Wszyscy członkowie sieci nazywają Roberta- Jean. Jedynie po ostatniej wizycie Xavierów u Duponta, Xavierowie dowiedzieli się od niego, że nazywam się Robert, chociaż Dupont sam powinien był pamiętać, że w swoim czasie sam przedstawił mnie Xavierom jako Jean. Nikt z członków sieci oprócz Otto nie zna mego prawdziwego imienia, nazwiska, adresu lub moich zajęć. Nikt nie ma pojęcia o mojej masce i legendzie. Sądzę tylko, że wszyscy domyślają się, że jestem Polakiem, choć nigdy o tym w rozmowach nie było mowy oprócz z Xavierami.

3. Charakterystyki i praca poszczególnych agentów

a/ Xavierowie

Odnośnie stosunków osobistych między małżonkami dodam tylko pewne szczegóły, mogące mieć wpływ na charakter ich pracy dla nas.

Xavier i Adam różnią się między sobą pod różnymi względami. Adam jest starszy od Xaviera o jakieś 4 lata. Adam obok Xaviera wygląda, jak gdyby była o 10 lat od niego starsza /Adam sam kiedyś opowiedział mi, że w pewnym sklepie wzięto ją raz za matkę Xaviera/. Człowiek obcy, obserwując ich razem odnosi od razu wrażenie, że nie jest to dobrana para. Istnieją również duże różnice między nimi pod względem mentalności, charakteru ich intelektów i ogólnego zachowania się. Adam posiada obszerne i dość solidne wykształcenie ogólne, ma b. rozwiniętą zdolność analizy rozumowej, jest oczytany i interesuje się problemami literatury i sztuki, odznacza się dużą wrażliwością, lubi dużo mówić i dyskutować i często nawet „przecinać włos na cztery”. Adam jest typem intelektualistki o podejściu często abstrakcyjnym i inteligenckim do życia i różnych problemów. Ma niewątpliwie „idealistyczny” stosunek do różnych przejawów i z zasady odnosi się do wszelkich zjawisk życia i zagadnień społecznych i politycznych pod kątem absolutnych pojęć o „sprawiedliwości”, „wolności” itd. Przyszła do komunizmu drogą raczej abstrakcyjnego rozumowania, widzi w Zw. Radzieckim urzeczywistnienie przede wszystkim ideałów „piękna” i „godności osobistej” i patrzy na to nie oczami robotnika, militanta, rewolucyjnego aktywisty, lecz raczej oczami „progresywnego combattant de la Paix”. Adam uważa siebie oczywiście za komunistę marksistę, ale przysłuchując się jej wywodom i wnikając w jej reakcje na wydarzenia i fakty rzeczywistości, wyraźnie zauważyć można, że ma się do czynienia z typem inteligenta, którego często spotkać można w pewnych kołach intelektualistów partyjnych przybyłych do Partii po ostatniej wojnie. Ten charakter i nastawienie ideowe Adama znajduje swój najdobitniejszy wyraz w jego stosunku do pracy dla nas. Z początku i jeszcze rok temu Adam wciąż borykał się wewnętrznie i wynurzając się przede mną przyznawał, że chociaż rozumie celowość i pożyteczność tej pracy, to jednak w sercu ma pewne skrupuły. Nie łatwo mu bowiem zgodzić się z myślą, że pragnąc ponad wszystko i dążąc do utrzymania pokoju w świecie, pracuje jednak dla nas tzn. dla przygotowania wojny. Poza tym powiadał, że obawia się, iże nie potrafii może milczeć, gdy w razie nieszczęścia policja zagrozi mu represje na jego dziecku. Gdyż, jak dowodził, rodzice nie mają w żadnym wypadku prawa poświęcać życie własnych dzieci. Obawiał się przeto, że zabrakłoby mu sił i załamałby się, gdyby wiedział, że życie dziecka byłoby w niebezpieczeństwie.

Inny jeszcze przykład, Adam w zoologiczny wprost sposób nienawidzi Niemców, wszystkich Niemców. I chociaż po długich dyskusjach Adam musiał przyznać, że powinniśmy zająć w tej kwestii stosunek polityczny tzn. że jako marksiści powinniśmy zrozumieć charakter i przyczyny hitleryzmu oraz charakter obecnej sytuacji w Niemczech na tle międzynarodowych zmagań konającego kapitalizmu, pchającego do wojny i obozu demokracji, socjalizmu i pokoju /to jednak mimo wszystko on sam nigdy nie zgodzi się na to, aby w niemieckiej klasie robotniczej, w niemieckich komunistach i NRD widzieć sojusznika i „wybaczyć” mu zbrodnie hitleryzmu/.

Z drugiej strony Xavier jest od Adama pod każdym względem typem o wiele zdrowszym i prostszym. Nie posiada może tej samej erudycji książkowej co Adam, ale ma dużo żywej inteligencji i zdrowego rozsądku. Jest to człowiek czynu, pełen energii niewyczerpanej, pełen optymizmu życia, pałający do akcji. Trudności i niebezpieczeństwa nie odstraszają go, lecz na odwrót podniecają go do zwiększenia wysiłków. Jest b. odważny i męski. Choć i on dopiero po wojnie przyszedł do komunizmu, to jednak wobec problemów politycznych i wszelkich przejawów rzeczywistości zajmuje stanowisko pozbawione naiwnego i abstrakcyjnego idealizmu inteligenckiego. W różnych dyskusjach filozoficznych czy literacko-artystycznych jak również nad zagadnieniami politycznymi Xavier na ogół nie podziela opinii Adama.

Biorąc pod uwagę te różnice charakterów, wieku, wyglądu i stosunku do życia w ogóle między małżonkami, nietrudno zrozumieć, że osoba trzecia od razu odnosi wrażenie, iż ma się tu do czynienia z parą mało dobraną, której związek jest raczej dziełem przypadku. I w rzeczywistości wiem, że między nimi przez cały czas nie było prawdziwej miłości i harmonii. Zresztą od razu na początku zaczął zalecać się do Ottona, opowiadając mu, że nie jest szczęśliwy w pożyciu z Adamem, prosił Ottona o spotkanie się z nim za moimi plecami itd. Oczywiście Otto nigdy ani przez chwilę na to [się] nie zgodził. Na nalegania Xaviera Otto zawsze opowiadał, że nie zrobi nic bez mojej wiedzy i stanowczo odmawiał wszelkich stosunków lub spotkań z Xavierem bez mojej wiedzy lub mego pozwolenia. Tak też, chociaż Xavier zręcznie manewrował, aby dochodziło do służbowych spotkań między nim a Otto sam na sam, to nigdy do niczego nie dochodziło. Otto tłumaczył Xavierowi, że primo ze względów bezpieczeństwa pracy i konspiracji nie może się z nim spotykać, gdyż ja kategorycznie się temu sprzeciwiam, secundo Otto, który jest człowiekiem bezwzględnie moralnym i krańcowo uczciwym wyraźnie tłumaczył, że nie może i nie chce postępować tak, aby mógł powstać cień choćby jakiejś dwuznacznej sytuacji. Jednocześnie, gdy Otto czasem spotykał się służbowo sam na sam z Adamem, to Adam wynurzał się przed nim, mówił, że nie jest b. szczęśliwy, opowiadał o brali harmonii w jego pożyciu z Xavierem itd.

Otóż cała ta sytuacja trwała do niedawna tj. ściślej biorąc aż do wyjazdu Xaviera do Afryki z misją. Mnie oczywiście niepokoiła świadomość tego stanu rzeczy we wzajemnych stosunkach między Xavierem a Adamem. Czasami poważnie się obawiałem, że może dojść do zerwania między nimi /zwłaszcza gdyby Xavier znalazł inną kobietę, w której by się zakochał, co miałoby poważne i nieprzewidziane konsekwencje dla ich dalszej pracy dla nas/.

Ale punktem zwrotnym w całym tym rozwoju był wyjazd Xaviera do Afryki. W czasie tej nieobecności były między małżonkami wymieniane bez przerwy często listy pełne wyrazów miłości i- jak Adam z radością opowiadał Ottowi- obudziła się u obu małżonków duża wzajemna miłość. Również po powrocie Xaviera wyraźnie było widać po ich zachowaniu się, że rzeczywiście dużo się zmieniło w ich wzajemnych stosunkach. Zatrzymałem się na tym tak szeroko, gdyż uważam, że dla nas sprawa ta ma duże znaczenie. Albowiem dla mnie nie ulega wątpliwości, że harmonijne współżycie tych małżonków jest poważnym warunkiem dla trwałości ich pracy dla nas. Jestem bowiem pewien, że gdyby na nieszczęście ten związek małżeński miał się zerwać z braku wzajemnej miłości niewątpliwie, to miałoby poważne konsekwencje dla ich pracy dla nas. Adam bez Xaviera nie chciałby i nie mógłby dalej pracować dla nas. Wynika to z całej powyższej analizy. Xavier zaś na pewno chciałby kontynuować. Tylko, że on sam niedużo mógłby nam dawać, gdyż wszystkie materiały pochodzą z Baru [krypt.] i są dostarczane przez Adama. Jesteśmy przeto zainteresowani, aby ten związek małżeński był jak najtrwalszy i jak najsolidniejszy.

Praca Xavierów

Cała ich praca polega na tym, że Adam wynosi materiały z Baru i w domu Xavier robi kropki dla nas. Wprawdzie praca Xaviera nie ogranicza się tylko do technicznego wykonania kropek. On jest duszą całej pracy małżonków, motorem kierującym, organizatorem. To on podtrzymuje Adama, zachęca go i moralnie umożliwia jego pracę. Bez Xaviera Adam w żaden sposób nic nie mógłby zrobić. Przede wszystkim przekonaliśmy się, że podczas ostatniej nieobecności Xaviera w Paryżu Adam zupełnie przerwał całą swą działalność. Wprawdzie bezpośrednią i przypadkową przyczyną był przypadek z Johnem, który nastąpił od razu po wyjeździe Xaviera. Ale primo należy wziąć [sic] pod uwagę, że sam ten wypadek nie był pechem zwykłym i przypadkiem nadzwyczajnym. Gdyż moim zdaniem w dużej mierze sam ten incydent był wynikiem i wyrazem stanu zdenerwowania, w jakim się znajdował Adam na skutek właśnie nieobecności Xaviera. Możliwe, że wypadek taki mógłby się również ewentualnie zdarzyć w czasie obecności Xaviera, ale faktem jest, że takie niebezpieczeństwo jest o wiele mniej prawdopodobne. Gdyż pod opiekuńczymi skrzydłami Xaviera Adam jest znacznie spokojniejszy, pewniejszy siebie, bardziej zrównoważony i przeto mniej narażony na takie „kaprysy” przypadkowości i „losu”.

Secundo faktem jest, że Adam bez wstydu się przyznał, że wówczas w czasie nieobecności Xaviera on tak się bał i drżał, że nie był fizycznie w stanie zrobić jakiejkolwiek pracy dla nas. Otóż rola Xaviera, jak powiedziałem, nie ogranicza się do tego, że on wykonuje pracę kropkowania i że jest animatorem i ostoją, bez której praca Adama byłaby dla nas nie do pomyślenia. Xavier w przeszłości dostarczył nam z Aix [krypt.] „Fromage” i „butelkę”. Bardzo często Xavier, dzięki swoim kwalifikacjom i znajomościom technicznym i również dzięki osobistym własnym stosunkom w Aix i gdzie indziej, bądź to dostarcza nam różne wiadomości dość ważne w odpowiedzi na konkretne zadania lub pytania postawione dla nas, bądź to materiały przynoszone przez Adama zaopatruje w pewne cenne komentarze lub uwagi. Ale cały paradoks w pracy małżonków polega na tym, że Xavier, który dzięki swoim kwalifikacjom zawodowym, zdolnościom i charakterowi aktywnemu i pełnemu energii mógłby dla nas być niezwykle poważnym źródłem niewyczerpujących się materiałów i informacji wywiadowczych, nie może samemu dać nam pełnej miary swoich subiektywnych zdolności, gdyż sam nie ma dostępu do materiałów i zmuszony jest całą swoją działalność oprzeć na materiałach dostarczanych przez swą żonę. Paradoks polega na tym, że Adam, który jest znacznie słabszy moralnie i nerwowo, bardziej chwiejny i z natury nienadający się do tego rodzaju pracy, stanowi czynnik dostarczający materiały. Jednym słowem, gdyby Xavier zajmował miejsce swej żony w Barze lub gdyby pracował na innym podobnym obiekcie, mialby on dla nas ogromną wartość. Niestety na razie nie ma widoków, aby Xavier mógłby dostać się na taki obiekt. Nie należałoby z powyższego wyciągnąć wnioski o fragilite niesolidności obecnej i przyszłej pracy Xavierów dla nas. Nie należałoby w żaden sposób obawiać się, że jutro lub pojutrze cały ten system, na którym oparta jest praca Xavierów, runie i wszystko się skończy. Przeciwnie obaj małżonkowie mają b. dużo dobrej woli, są pełni entuzjazmu i chęci do pracy. Pozycja Adama w Barze jest b. solidna, nabyli już dość doświadczenia i wyrobienia. Jeżeli istnieją pewne poważne słabości subiektywne u Adama, to są one kompensowane przez duże zalety osobiste Xaviera. Oczywiście, powtarzam, ważnym warunkiem dla trwałości i rozwoju całego systemu pracy małżonków jest konsolidacja ich związku małżeńskiego. Chodzi o to, abyśmy z naszej strony wciąż tak bardzo im wpajali zrozumienie wielkiego zadania patriotycznego i komunistycznego, jakie wykonują w słuzbie wielkiej sprawy, aby ta duma i to przeświadczenie o wielkiej pożyteczności i celowości ich pracy mogło stanowić zarówno element wciąż zagrzewający ich do dalszych wysiłków, zarówno element cementujący ich sójnię [sic] małżeńską, jak i czynnik, który byłby zdolny wciąż przeciwdziałać ewentualnym potencjalnym tendencjom grożącym rozsadzeniem ich związku małżeńskiego. To znaczy wciąż wszystko czynię, co jest tylko możliwe, aby z jednej strony głeboko zrozumieli poważny polityczny sens i duże znaczenie ich pracy awangardowej dla nas, a z drugiej strony, by wciąż mieli na uwadze i zdawali sobie sprawę, że dla dobrego wykonywania tej pracy muszą być razem i żyć harmonijnie.

Adam w Barze

Pozycja jego w Barze jest b. silna. Ma dobre kwalifikacje dla pracy biurowej, jest ceniona i lubiana przez współpracowników i cieszy się dużą sympatią u Johna. Dzięki temu jest on od prawie roku szefem sekretariatu Johna. O charakterze stosunku Johna do Adama meldowałem już w raportach z terenu. Dodam tylko, że John ceni Adama jako człowieka inteligentnego, wykształconego, o wysokiej kulturze. Jest prawie pewną rzeczą, że John uważa Adama za komunistę. Co poza tym John myśli o Adamie, trudno powiedzieć z całą stanowczością. Należy przypuszczać, że aż do ostatniego incydentu, który między nimi nastąpił, John miał wrażenie, że Adam mimo swych przekonań komunistycznych, nie milituje w Partii ze względu na wygodę osobistą, brak zdecydowania i w ogóle skłonności charakteru nieodpowiadające wymogom aktywnej pracy partyjnej. Z pewnymi odcieniami te same wyobrażenia Johna odnosiły się prawdopodobnie również i do Xaviera. Ponieważ sam John jest tylko- jak twierdzi- combattant do la Paix i ze względu na własny charakter i mentalność, on chyba uważał takie wytłumaczenie za prawdopodobne i chyba dalej nie wgłębiał się i nie szukał. Ale przypuszczalnie punktem zwrotnym był incydent, który nastąpił od razu po wyjeździe Xaviera.

W pojęciu zarówno Adama, jak i Xaviera nie ulega najmiejszej wątpliwości, że John był zaskoczony tym faktem, iż Adam uparcie zabronił mu wziąć do ręki to pismo, w którym już leżał dokument przygotowany do wyniesienia z Baru. John bezsprzecznie zrozumiał, że Adam coś przed nim ukrywa. Co nad tym on sobie chyba dużo łamał głowę. Jest prawie wykluczone, aby John mógł przypuszczać, że Adam ukrywał jakieś osobiste intymne sprawy. To niezupełnie odpowiadałoby ogólnej opinii, jaką on ma o Adamie i też nie byłoby b. logiczne. Albowiem gdyby np. był w piśmie jakiś list lub zdjęcie charakteru intymnego, to wobec nalegania Johna, Adam mógłby je wyjąć i pozwolić Johnowi wziąć pismo do ręki. W takim razie John musiał pomyśleć, że Adam ukrywał dokument z Baru. On na pewno zaczął się zastanawiać nad całą przeszłością, zestawiać wszystko, co wiedział o dotychczasowym życiu i poczynaniach Xavierów. W świetle swego podejrzenia on chyba powiedział sobie, że zaczyna rozumieć dlaczego Xavierowie nie militują, dlaczego ukrywają się ze swymi poglądami politycznymi przed współpracownikami, dlaczego Adamowi wciąż zależało na tym, aby on John również zbytnio nie afiszował swych poglądów /by nie czytał „Humanite” w biurze/, dlaczego również Xavier, jak i Adam, mimo swych kwalifikacji i zdolności oraz możliwości lepszych zarobków gdzie indziej, od tylu lat tak uporczywie się trzymają właśnie marynarki, gdzie zarobki są niższe nawet w porównaniu z innymi instytucjami państwowymi. John mógł sobie przy tym przypomnieć to, co dowiedział się o Ivettem i Duponcie i ich pobycie w Polsce bądź to z ust samych Xavierów /z jakiejś nieostrożnej wypowiedzi/ bądź to przez inżyniera Steinbergera, komunisty, członka Partii, wspólnego znajomego Xavierów i Johna. Jednym słowem, zestawiając to wszystko razem, John logicznie myśląc, najprawdopodobniej doszedł do wniosku, że Xavierowie robią coś albo nielegalnego dla Partii, albo dla wywiadu radzieckiego, lub demokracji ludowej. Oczywiście nawet już po dojściu do tego wniosku John musiał sobie powiedzieć, że mimo wszystkich podejrzeń „dowody”, które posiada, są jednak dość słabe i że w każdym razie istnieje możliwość, że się myli. Umysł naukowca Gartesien i w ogóle uczciwość intelektualna, jakimi odznacza się John mogły zaledwie pozwolić na to, ażeby u niego zaistniała pewność co do działalność Xavierów. Najwyżej powstało silne podejrzenie i hipoteza. No i tu w głowie Johna powstał chyba zamęt i on stanął przed wielkim kłopotem, cóż w takim razie ma uczynić. Czy zadenuncjować Adama? Gdyby nawet, abstrahując od jego mniej lub więcej wyraźnych sympatii politycznych dla nas i sympatii osobistych dla Xavierów, takie pytanie on mógł sobie zadać, to przede wszystkim od razu musiał sobie powiedzieć: no, powiedzmy, że zadenuncjuję Adam, to czy ja sam nie ucierpię na tym? Jasne, że tak. I tak mnie uważają za „czerwonego” i mam wiele nieprzyjaciół. Od razu to się odbije na mnie i moja kariera może na tym ucierpieć. A następnie, czy mam rzeczywiście dowody? Nie mam żadnych, mam tylko podejrzenia. A może to w ogóle nieprawda i uroiłem to sobie wszystko? Po co mi rozdmuchać tę całą sprawę, na której w końcu sam mogę ucierpieć?

Z drugiej strony, co nastąpi, jeśli „będę udawał Greka”, jeśli będę również przed Adamem udawał jak gdybym niczego nie zrozumiał i całą sprawę przemilczał? Jeśli jutro lub pojutrze coś się Adamowi stanie i naprawdę się wykryje jej „szpiegostwo”, to co mi grozi? Nic, ja o niczym nie wiedziałem. Może będę tam miał jakieś drobne nieprzyjemności, ale to wszystko. A w najgorszym wypadku, nawet gdyby mnie wyrzucili z Marynarki, to nie będzie nieszczęścia. Bogaty jestem, o moją egzystencję materialną się nie obawiam, jestem zdolny, inżynier-naukowiec, zawsze znajdę nawet coś jeszcze lepszego. A po wszystkim, to jednak jeśli Xavierowie robią to, o co ich podejrzewam, to wszak są odważni i zasługują na podziw. Ja sam, chociaż doskonale wiem, te wszystkie państwa uprawniają wywiad i zwłaszcza w obecnej sytuacji międzynarodowej Zw. Radz. powinien się bronić i przygotowywać do odparcia agresji, chociaż jestem przeciw Amerykanom i ich wojennym przygotowaniom, sam nie byłbym dość odważnym i dość konsekwentny, aby zgodzić się na wykonywanie tej pracy. Bałbym się po prostu o własną skórę, ale dlaczego mam przeszkodzić w pracy innych? Jeśli oni chcą i mogą to robić, to niech robią. Ja będę udawał, że niczego nie wiem. Zwłaszcza, że mimo wszystko, ja w ogóle nie jestem pewien czy moje podejrzenia są uzasadnione. Takie było najprawdopodobniej rozumowanie Johna i po długiej rozterce duchowej on doszedł do wniosku, że powinien udawać, że nic nie zrozumiał i przejść na tym do porządku dziennego. I rzeczywiście, po kilku dniach wahania zachowanie Johna wobec Adama i Xaviera stało się na nowo normalne, tak jak dawniej i nie ma żadnego widocznego dowodu, aby się ono czymkolwiek różniło od stałego zachowania się w przeszłości.

Podejrzewam jednakże, że może w pewnej mierze fakt, że w związku z mającą nastąpić w Marynarce reorganizacją John się zastanawia nad ew. opuszczeniem Baru, mógłby mieć związek z incydentem z Adamem. Możliwe, że John sobie jednak powiedział, że wobec zaostrzajacej się sytuacji we Francji nie warto jednak ryzykować, aby ponosić ewentualne konsekwencje w razie wsypy Xavierów. Ponieważ pozbyć się zwyczajnie Adama byłoby dla niego niewygodne /jakby to uzasadnił wobec Adama, jak i własnych przełożonych bez wyjawienia prawdziwych przyczyn, które go do tego skłaniają /to jest możliwe, że on chciał, by skorzystać z tej reorganizacji, aby sam odejść/.

Sprawa ew. bezpośredniego wykorzystania Johna do pracy dla nas była przeze mnie kilkakrotnie poruszana w raportach oraz w rozmowie z płk. Bieleckim w Belgii. Jest rzeczą z góry oczywistą, że gdyby w tej czy innej formie udało się zdobyć jego współpracę z nami korzyści dla nas byłyby ogromne. Ale jest tu kilka niewiadomych. Przede wszystkim, jaki jest rzeczywiście John? Czy jest on naprawdę zbliżony do nas ideologicznie, tak jak twierdzi przed Adamem? Fakt, że pisze artykuł czy dwa do „Armee Francaise”, nie jest dostatecznym dowodem. Jest to jedyny znany i sprawdzony przez nas fakt o Johnie. To, że on naprawdę milituje w „Combattants de la Paix” w Sevres /tak jak on opowiadał Adamowi, nie jest sprawdzone/. Fakt, że skłonił Xaviera do wspólnego udania się na manifestacje w swoim czasie przed „Astoria” przeciw Eisenhowerowi też jeszcze nie jest dowodem. Wobec tego należałoby przede wszystkim postarać się dowiedzieć się przez różne kanały partyjne czy inne, co wiedzą o Johnie. Wiem, że nie jest to łatwe i wymaga skrajnej ostrożności i dyskrecji, aby same zapytane instancje lub osoby nie domyśliły się celu naszych demarches. Ale bez tego trudno by nawet zrobić pierwszy krok. Druga niewiadoma: nawet jeśli John jest politycznie nasz lub bliski nam dostatecznie, to nie wiadomo, czy zgodziłby się wykonywać pracę tego rodzaju ze względu na skrupuły natury „moralno-politycznej’. Xavierowie wyrażają co do tego punktu poważne wątpliwości, dodając jeszcze do tego pobudki zwykłego braku odwagi cywilnej. Trzecia niewiadoma: gdyby się wreszcie udało, mimo wszystkich trudności uzyskać współpracę Johna trzeba będzie uzgodnić pracę Johna z pracą Xavierów dla nas tzn. trzeba będzie rozpatrzyć, czy wskazane jest ze wszystkich względów, aby w tej samej instytucji pracowały dla nas trzy osoby. Zbytecznym jest- moim zdaniem- na razie sięgać tak daleko, gdyż niewątpliwie zdołamy znaleźć odpowiedni sposób zorganizowania pracy Johna, gdy nadejdzie chwila.

Na razie musimy przede wszystkim zajać się rozwiązaniem pierwszej niewiadomej. W każdym razie uważam, że gdy zapadnie decyzja w tej sprawie, to z propozycją konkretną współpracy musi się zwrócić do Johna, ani Xavier, ani Adam, lecz osoba nieznana Johnowi, która mu zaproponuje jednocześnie odpowiednie gwarancje.

Reorganizacja w Marynarce

Chodzi tu o zwykłe przegrupowanie przynależności organizacyjnej różnych biur i wydziałów. W myśl tej, mającej wkrótce nastąpić reorganizacji, Bar zostanie administracyjnie przeniesiony do innego wydziału i Aix do innego. Możliwe, że nastąpią pewne nieznaczne zmiany personalne. Najważniejsze jest zagadnienie tematyki i treści pracy Baru. Adam sądzi, że nastąpi pod tym względem jakaś zmiana /prawdopodobnie/, ale trudno wiedzieć, czy będzie to w sensie zwiększenia zakresu i znaczenia pracy lub na odwrót. Istnieje również możliwość, że John nie zechce po tej reorganizacji pozostać w Barze ze względu na ew. zmniejszenie znaczenia i powagi zajmowanego przez niego stanowiska. Ale nawet gdyby John odszedł, Adam sądzi, iż nie będzie to miało wpływu na jego pracę dla nas. W każdym razie Adam pozostanie szefem sekretariatu. Przypuszczalnie w sierpniu reorganizacja ta będzie już faktem dokonanym i będzie nam znana nowa sytuacja.

Xavier w Aix

Oficjalnie Xavier jest magazynierem. W rzeczywistości cieszy się dużym zaufaniem u dowództwa i jest administratorem, ma własną kasę, ma dostęp do szefa, dysponuje i zarządza funduszami, jeździ często do miasta po różne zakupy itd.

Niestety, Xavier nie ma dostępu do dokumentów, których zresztą jest b. mało w Aix. Oprócz „fromage” [dopisek- radiozapaln.] i „butelki” [dopisek- zasilanie do niego] Xav. nic innego nam nie dostarczył z Aix i on twierdzi, że z punktu widzenia pożytku dla nas Aix jest bez wartości dla nas.

Już od b. dawna, jeszcze za czasów Duponta Xav. tłumaczył, że nie ma sensu pozostawać w Aix. W planie ich pracy dla nas opracowanym jeszcze z Dupontem było wyraźnie przewidziane, że Xav. Opuści od razu Aix. Było to warunkiem i częścią składową dałego systemu utworzonego jeszcze przez Duponta i Dupont musiał w związku z tym przyjąć pewne zobowiązania. Przyrzekł mu przeto, że wsadzimy go do jakiejś nowej fabryki „matierez plastiques” itd.

Dupont odjechał i wkrótce po moim objęciu byłem zmuszony spowodować u Xav. Duże rozczarowanie, tłumacząc im, że wszystkich względów /bezpieczeństwo i inne/ nie możemy sami dać Xav. jakiejkolwiek posady. Wobec nalegania Xav. opuszczenia Aix i wobec jego dowodzenia, że cały system opracowany z Dupontem opierał się właśnie na tym, że on opuści aix, gdyż inaczej nie było usprawiedliwienia na zakup i utrzymanie dużego i drogiego mieszkania, na dość wysoki poziom życia itd., ja musiałem szukać nowego rozwiązania: Zwłaszcza, że Xavier mi też przypomniał, że on na podstawie obietnic i zobowiązań przyjętych przez Duponta sam już ogłosił w swym otoczeniu, że wkrótce opuści Aix itd. Opracowałem więc z Xav. plan wszczęcia poszukiwań odpowiedniej posady w dwóch kierunkach: przez jednego kolegę jego w dziedzinie lotnictwa sportowego oraz przez wujka swego. Upływały miesiące i rezultatu żadnego nie było. Znowu zaczęliśmy zastanawiać się nad tą sprawą i zaproponowałem Xavierowi, aby przeprowadzi pewne studia, otrzymać dyplom, co dałoby mu możność uzyskania posady w interesującej nas isntytucji państwowej. Rzeczywiście, Xav. zaczął się uczyć, znów upłynęły miesiące i w końcu Xav. się ściął na egzaminie. Zaproponowałem wówczas inne studia w dziedzinie radia, radaru itd. Xav. zaczął i po kilku miesiącach oświadczył mi, że niestety nie jest w stanie kontynuować, gdyż trudno mu jednocześnie uczyć się i pracować, że pamięć go zawodzi itd. Tak to trwało aż do wyjazdu Xavviera i tym się tłumaczy, że choć problem pracy Xav. w Aix wciąż stał na porządku dziennym, to jednak nie był palącym i naglącym, gdyż wciąż była nadzieja, że uda się znaleźć inną dla niego posadę. W międzyczasie on wciąż tłumaczył w swoim otoczeniu, że chociaż praca w Aix go nie zadawala, to on jeszcze wciąż tam pozostaje, gdyż szuka wciąż innej posady, gdyż studiuje, by otrzymać dyplom itd. Po powrocie z Afryki Xav. znów kategorycznie oświadczyli, że dalsze pozostawanie Xav. w Aix grozi im niebezpieczeństwem, że dłużej odwlekać nie można i że koniecznie musimy mu stworzyć jakieś odpowiednie miejsce pracy. Zgodziłem się z nimi, że on powinien zabrać się do intensywnego szukania i że my w razie potrzeby pomożemy mu pieniężnie.

O znalezieniu czegoś w handlu nie ma mowy, bo na to potrzebne są wielkie kapitały. Zaś małe sklepy są deficytowe i zresztą nie odpowiadałyby Xavierowi. Powstała idea garażu. Wydaje się, że można byłoby ewentualnie coś znaleźć za około 1,5 miliona franków. Jakie byłoby pochodzenie tych pieniedzy? Ok. 800000 ze sprzedaży gruntów matki Adama, a reszta od matki Xaviera. To znaczy, że my musielibyśmy dać te 700000, które dla otoczenia będą niby pochodziły od matki Xav. Będziemy również musieli podstawić człowieka, który zakupi grunty od matki Adama. Umówiłem z nimi sposób sprzedaży tych gruntów. Oni w międzyczasie daja kilka ogłoszeń w gazetach. Jeżeli znajdzie się nabywca za tę sumę, tym lepiej. Jeżeli nie, to w umówionym dniu w odpowiedzi na ogłoszenie o umówionym tekście zjawi się człowiek, którego nazwisko ja najpierw podam Xavierowi i zakupi grunty. Umówiony tekst jest nast.: w ogłoszeniu będzie mowa o poszukiwaniu nabywcy na zakup 4 terrains pres d’Agay /Cote d’Azur/- gazetą będzie „Figaro”.

W każdym razie należy przypuszczać, że aż do ostatecznego zakupu i urządzenia garażu lub ew. innej maski upłynie jeszcze kilka miesięcy i że przez ten czas Xavier będzie w Aix. Należy jednak wszystko uczynić, by ta nowa maska zostaął urządzona jak najwcześniej.

Sprawa osobista Xaviera w Aix

nie ma dużego znaczenia. Chodzi o to, że pewien pracownik Aix, który dawno temu zajmował obecne stanowisko Xaviera i został z niego usunięty z powodu różnych malwersacji i skandalów, pragnie obecnie skorzystać z mającej nastąpić reorganizacji, by na nowo zdobyć to stanowisko. Jest on jednak na ogół nie lubiany i ma bardzo złą opinię wśród ludzi. Przez chwilę Xav. obawiał się, że tam uda mu się zdobyć to miejsce, ale Xavier zainterweniował u Johna i u szefa Aix i wydaje się, że Xavier zachowa swoje stanowisko.

Wynoszenie dokumentów przez Adama

odbywa się dotychczas w ten sposób, że on przygotowuje zawczasu dokument w szufladzie swego biurka /co jest rzeczą normalną w godzinach urzędowych/, a przed opuszczeniem biura wkłada dokument albo do jakiegoś pisma, albo na sobie, albo do książki i wynosi. Zasadniczo jest kontrola przy wyjściu, ale nigdy dotychczas nie było rewizji osobistych. Z dostarczonego jej kompletu do sympatycznego pisma Adam dotychczas skorzystała raz czy dwa, a ostatnio doniosła mi, że atrament jest już zupełnie zepsuty. Jak wiadomo od dawna, Adam prosi o dobrą torbę ze skrytką. Już daliśmy jej kilka toreb i żadna nie nadawała się. Ostatnio poleciłem jej, aby zakupiła sobie odpowiednią torbę i sama przy pomocy Xaviera sporządziła w niej skrytkę. Niedawno temu ona już zamówiła taką torbę i prawdopodobnie będzie mogła ją używać do wynoszenia dokumentów z Aix.

Praca techniczna w domu

odbywa się w sposób następujący: Adam przynosi dokument, w domu wieczorem Xav. ustawia aparat i tylko eksponuje na płytkach. Nazajutrz rano Adam odnosi dokument. Płytki eksponowane Xavier odkłada razem z różnymi innymi płytkami fotograficznymi w pewnym miejscu. Mikroaparat zaś jest stale przechowywany w doskonałej skrytce znajdującej się w ścianie za interrupteur electrique [dopisek- przełącznik]. Poza tym Xavier ma w domu stary aparat fotograficzny na płyty i też mój aparat, który ja mu dałem ostatnio. To wszystko razem jest dostatecznym kamuflażem dla lamp, płynów i płytek używanych przy kropkowaniu. Raz na 2 tygodnie, przed dniem ustalonym na składanie poczty przez Xaviera, on bierze wszystkie eksponowane w międzyczasie płytkie i robi kropki. Kropki kamufluje w biletach metrowych.

Wciąż Xavier stara się doskonalić technikę kropkowania. Największą dla niego trudnością jest mechaniczne zdejmowanie żelatyny ze szkła przy pomocy żyletek. On starał się poddawać płytki kąpieli w Formol 30%, ale okazuje się, że same kropki się niszczą przy tym. Poza tym, ponieważ zarówno ja, jak i ostatnio Dupont wciąż mówimy mu, że będą nowe doskonalsze aparaty, on na nie czeka z wielką niecierpliwością.

Technika łączności z Xavierami

Xavier składa pocztę we wtorek co 15 dni o godz. 20-tej. Są na to dwie skrzynki martwe:

1. „Cafe Tabac” – na rogu „rue du Bao” i „Bld. St. Germain”. Jeden, wspólny ustęp, w suficie jest otwór i wsuwa się bilety metrowe w głąb. Znak sygnalizacyjny w tym samym ustępie na lewo od drzwi na wysokości oczu.

2. „Bar de l’Esperance” – na rogu „rue de l’Universite” i „rue de Beaune”. Wspólny ustęp. Wzdłuż ściany, ponad drzwiami biegnie wystająca moulure, na której kładzie się bilety metrowe. Znak sygnalizacyjny po linii prostej niżej, na wysokości oczu.

Jakie są znaki sygnalizacyjne? Jeżeli składa np. 3 bilety, to robi w kółku cyfrę 3. Jeśli nie złożył, bo nic nie przygotował z braku wiadomości, to robi zna: Ҩ [w edytorze znalazłem tylko zbliżony znak]

Jeżeli nie złożył z powodu tego, że zmuszony był przerwać pracę, ponieważ coś zaszło w Barze lub w Aix lub coś zauważyli nienormalnego, to robią znak: Ө

Jeżeli ewentualnie nie ma tego znaku również, to znaczy, że zaszło u nich coś poważnego.

Co piątek wieczorem X-owie mają możność komunikowania mi specjalnych znaków. Ja idę w sobotę rano i sprawdzam. Jest to kabina telefoniczna w „Cafe Patrick” na „Bld. Montparnasse” prawie naprzeciw „La Couple”. Jeżeli znajduję na ścianie, na prawo od małego transformatorka telefonicznego znak: Ḁ [w oryginale kółko otacza literę], to znaczy, że żądają spotkania ze mną. Spotkanie to odbywa się w sobotę /repechage w niedzielę/ tzn. nazajutrz po zrobieniu przez nich znaku o godz. 1-szej w parku przed wejściem do „Musee Conde” w „Chantilly” /40 km od Paryża/. Jeżeli w „Patrick” jest znak: Ώ, znaczy to, że u nich zaszło coś bardzo poważnego, że wszystko zakopali i udali się na południe kraju, gdzie ukrywają się w domu jednego swego przyjaciela. Wówczas spotkanie między nami odbywa się w sobotę /w tydzień później/ w „Manosque” w kościele o godz. 12-tej.

Natomiast ja mogę komunikować się z nimi w nast. sposób: Otto lub ja pisze list z obojętnym tekstem do X-ów do domu. Zasadniczo tekst jest spreparowany w ten sposób, aby w wypadku przechwycenia tego listu i zapytania ich mogli oni odpowiedzieć, że właściwie nie przypominają sobie nadawcy, że jest to prawdopodobnie zapomniany przez niego stary kolega z regimentu z czasów wojny, który niedawno w jakiś sposób dowiedział się o ich adresie, przybył obecnie do Paryża i zapowiada swoją wizytę. Oni zaś nie wiedzą dokładnie, kto to właściwie może być. To w wypadku, jeśli podpisane jest imię mężczyzny. Jeśli zaś Otto pisał list i podpisał imię żeńskie, to Adam podaje podobną legendę z tym, że nadawczynią jest prawdopodobnie jakaś zapomniana już stara koleżanka szkolna lub ktoś z ich „Belmont”.

Otóż, jeżeli list podpisany jest Fernand /lub Fernande/, to znaczy, że zapraszam ich na spotkanie na najbliższą sobotę /repechage w niedzielę/ o godz. 8-ej na ulicy „Malbranche” u stóp schodów. Jeżeli list podpisany jest „Joseph” /lub Josephine/, to znaczy, że spotkanie odbędzie się w sobotę /lub w niedzielę/ o godz. 13-tej w Chantilly /jak wyżej/. Jeżeli zaś list podpisany jest „Claude”, znaczy to, że mają zawiesić natychmiast pracę, wszystko chować, nic nie robić i czekać aż otrzymają inny list podpisany „Fernand” lub „Joseph”, wzywający na spotkanie.

Staram się rzecz jasna na ogół nie nadużywać wysyłania im listów. Dotychczas posłałem im wszystkiego 2 takie listy. Bowiem na każdym spotkaniu ustalamy najbliższy termin innego spotkania /lub 2 terminy/. Zasadniczo na każde spotkanie udaje się sam Otto, który sprowadza mi ich taksówką /po dokładnym sprawdzeniu/ na tylko jemu z góry znane miejsce /za każdym razem inne/, gdzie ja na nich czekam. Przeważnie po tym wsiadamy do niego samochodu, udajemy się gdzieś daleko i rozmawiamy podczas obiadu lub kolacji.

Poza tym mamy martwą skrzynkę „Cafe Tabac” na „Bld. De Courcellas” naprzeciw stacji metra „Courcellas”, gdzie w ustępie dla kobiet, w otworze nad rezerwuarem wody Otto kładzie Adamowi pieniądze. Termin jest z góry umówiony.

Na zakończenie chcę powiedzieć, że stosunki moje /jak również Ottona/ z Xavierami są bardzo przyjacielskie i serdeczne. Wiem, że mają dla mnie dużo poważania i sympatii.

Rezydent sieci nielegalnej we wspomnieniach

Podkreślam różnicę wartości źródła między pamiętnikiem a dziennikiem (WBH na I roku). Tylko na chwilę wyrwałem się z kręgu śledztwa w sprawie zdrady Bryna. Dzisiaj prezentuję jego wspomnienia o pracy nielegalnej, które powstały we współpracy ze śledczymi MSW:

– k. 6 Odpis

Wydaje mi się, że to było chyba we wrześniu 1948 r., gdy przeszedłem do sekcji francuskiej wydziału operacyjnego tzn. do 2 P. Tu poznałem stopniowo działalność wywiadowczą, operacyjną na terenie Francji i Belgii. Aby się nie powtarzać, podam w tej chwili o tych sprawach tylko, którymi potem będąc za granicą już się osobiście nie zajmowałem. Otóż pamiętam, że w siatce Trojana we Francji był Bolesław Lubelski, Garringes, że na południu Francji był agent-Włoch, który się potem wsypał i na skutek tego Zarząd musiał ściągnąć całą jego rodzinę do Polski. O Lubelskim pamiętam, że jego działalność była minimalna, że został powołany przez Trojana do Algieru, gdzie też niedużo zdziałał i że w 49 roku wrócił do Polski. Ja osobiście nie miałem z nim nic wspólnego potem we Francji. O Garrignes pamiętam tylko, to jego pseudo i że Trojan usiłował wydobywać od niego informacje, ale nic z tego nie wychodziło. Pamiętam również, że pracował dla nas w Paryżu pewien Polak /jego nazwisko zdaje się- Susman/, który wsypał się w czasie jakiegoś spotkania wywiadowczego w Paryżu i przeto wrócił do kraju. /On potem w W-wie pracował w „Życiu Warszawy” i czasem go spotykałem./ Wiedziałem również wtedy o agentce typowanej czy już zawerbowanej /nie pamiętam przez kogo/ w Brukseli. Okazało się w późniejszym okresie, że jest to żona tow. Marcela Kota. Wiedziałem wówczas również o łączniczce tow. Trojana, niejakiej Catherine. Wiedziałem również o tym, że tow. Kot pracuje dla nas we Francji i wiedziałem o jego agentach. Spośród nich przypominam sobie tylko 2 niewiasty: „Sainte”, która w maju 49 r. przeprowadziła mnie przez granicę szwajcarsko-francuską do Francji i pewną niewiastę „Marie”- łączniczkę. Pamiętam, że zadaniem tow. Kota było zdobywanie dokumentów osobistych wszelkiego rodzaju. Tow. Kot pod koniec 48 r. był w W-wie przez krótki czas, otrzymywał przeszkolenie i instrukcje. O powyższych sprawach i ludziach dowiedziałem się pracując w 2 P. Poznałem wówczas również inne sprawy i innych agentów, z którymi ja później kontynuowałem pracę osobiście za granicą. Ale o nich będę mówił później. O innych operacjach wywiadowczych lub agentów w krajach poza Francją i Belgią nie przypominam sobie, abym coś wiedział.

Prawdopodobnie w grudniu 48 r. gen. Komar zawiadomił mnie o swej decyzji wysłania mnie do Francji na nielegalną pracę. W lutym lub w marcu 49 zostałem skierowany na wyszkolenie techniczne do dyspozycji wydziału technicznego. Uczyli mnie tam różni ludzie, pamiętam jedynie tow. Lasotę, który uczył mnie fotografii, mikrofotografii i kropek oraz zapoznawał ze sprzętem. Tow. Mizmer zapoznawał mnie z radiem, stacjami nadawczo-odbiorczymi itp., tow. Sidor- z atramentami sympatycznymi. Jednocześnie tow. Malinowski uczył mnie szyfrów. We współpracy z pracownikami mi nieznanymi /zdaje mi się, że to byli ludzie z MBP/ przeprowadzano ćwiczenia inwigilacji i pościgu w samochodach. Wynajdywałem różne skrzynki martwe i sygnalizacyjne oraz miejsca spotkań i potem je opisywałem. Później zaczęły się konkretne przygotowania do wyjazdu. W pracowni fotograficznej próbowano robić mi zdjęcia, tak aby nie były zupełnie podobne do moich poprzednich zdjęć. Policja francuska posiadała moje fotografie z obozu Grus /posiadałem odbitki/. Chodziło więc o to, aby zaopatrzyć mnie w zdjęcia niepodobne do poprzednich. Zastanawiano się nawet nad ewentualnością dokonania na mniej pewnej operacji plastycznej w celu osiągnięcia zmiany fizjonomii twarzy. Przygotowano polskie dokumenty potrzebne na drogę. Tłumaczono mi marszrutę, kontakt itd. Nie mogę sobie przypomnieć, czy już w W-wie, jeszcze przed wyjazdem wiedziałem, na jakie nazwisko będą moje późniejsze dokumenty francuskie. Nad wyszkoleniem, przygotowaniami i instruktażem czuwali: płk Flato, płk Bielski, mjr Malik i mjr Witosławski. W końcu na początku maja 49 opuściłem W-wę pociągiem przez Pragę do Berna. Odbyło się to w następujący sposób. Posiadałem polski paszport służbowy na nazwisko, jeśli się nie mylę Koleba. Miałem również pismo od Ministerstwa Handlu Zagranicznego lub Ministerstwa Finansów stwierdzające, że udaję się do Berna jako przedstawiciel jednego lub drugiego Ministerstwa dla załatwienia pewnych spraw w Ambasadzie PRL w Bernie. W Pradze byłem zdaje się jedną dobę i stamtąd pojechałem pociągiem do Berna. Zgodnie z instrukcją udałem się do Ambasady w Bernie. Tam zwróciłem się do pewnego pracownika /nie pamiętam nazwiska/, który umówił się ze mną na potem w swoim mieszkaniu /nie pamiętam adresu/. Przyszedłem tam i zostawiłem mu w/w pismo od Ministerstwa. Z Berna pojechałem do Bazylei i udałem się na pewien adres do mieszkania pewnej szwajcarskiej rodziny. /Nie pamiętam nazwiska i adresu./ Tam spotkałem się z Kotem. On wręczył mi Carte d’Identite, metrykę oraz Carte de Demobilisation na nazwisko Eugene Ernest Emberger, ur. 1921 r. w Bazylei, obywatela francuskiego. Kot skontaktował mnie z niewiastą „Sainte”, która potem w nocy przeprowadziła mnie przez granicę do Francji. Kotowi w Bazylei zostawiłem mój polski paszport, który on miał przekazać do kraju oraz moją walizką, którą potem otrzymałem we Francji. Mając w kieszeni te nowe, francuskie dokumenty i bez bagażu przeszedłem wraz z „Sainte” granic i ona zaprowadziła mnie do pewnego domu we francuskim miasteczku, zdaje się Hagondange /lub podobna nazwa/. W tym domu czekał na mnie tow. Kot z moją walizką. Nad ranem pojechaliśmy samochodem do większego miasta sąsiedniego. /Nie pamiętam nazwy./ Udaliśmy się, Kot i ja, na dworzec i stamtąd pojechaliśmy pociągiem do Paryża. Kot zawiózł mnie w Paryżu do pewnego mieszkania, gdzie nie było innych ludzi. Tam zostałem chyba 3 lub 4 dni. Od razu zacząłem się starać o skontaktowanie tow. Rajskiego zgodnie z instrukcją. Nie pamiętam, czy miałem konkretną wskazówkę od Centrali odnośnie sposobu i miejsca skontaktowania go. Zdaje mi się, że uczyniłem [to] w następujący sposób: Znając adres tow. Rajskiego w Paryżu /nie pamiętam go obecnie/, posłałem mu 2 bilety do teatru na sąsiadujące miejsca. W ten sposób spotkaliśmy się w teatrze wieczorem. Tow. Rajski zdaje się nazajutrz przedstawił mnie pannie Wilf, powiedział jej, że jestem Francuzem ze Szwajcarii nowo przybyłym do Paryża, że mam kłopoty ze znalezieniem odpowiedniego locum i wobec tego prosi ją o udzielenie mi gościny na pewien czas. W ten sposób zamieszkałem u niej i tam pozostałem ok. 2 miesięcy. Adres: Paryż, rue Vaugirard Nr 324?

Zacząłem wówczas robić starania w dwóch kierunkach. Starałem się wynająć jakiś sklep z mieszkaniem. Czyniłem to przez różne agencje i w odpowiedzi na ogłoszenie w prasie. W końcu wynająłem sklep „Choulaine” wraz z mieszkaniem w tym samym domu na poddaszu przy 29, rue Rodier. Wynająłem to przez agencję i zamieszkałem tam chyba w lipcu 49 r. Jednocześnie starałem się o „udoskonalenie” moich dokumentów osobistych. Mianowicie moja Carte d’Identite na nazwisko Emberger miała moje zdjęcie, ale połowa pieczęci urzędowej na zdjęciu była podrobiona. Rzecz jasna, że nie było to zbyt bezpieczna. Ponieważ dowiedziałem się, że można samemu uzyskać legalnie Carte d’Identite, posiadając metrykę i Certificat du Domicile, postanowiłem to osiągnąć. Przy pomocy tow. Kota, który pomagał mi radą, udałem się do Livry Gargan i wynająłem u jakiegoś mieszkańca- Francuza pokój jako sublokator. Po jakimś czasie człowiek ten dał mi kartkę stwierdzającą, że mieszkam u niego od trzech miesięcy. Z tym udałem się do Rady Miejskiej /Mairie/ i uzyskałem Certificat du Domicile. Z tym oraz z metryką Embergera udałem się do komisariatu policji w Livry Gargan i po 2-3 dniach uzyskałem nową Carte d’Identite. Potem zapisałem się jako representant de commerce /komiwojażer/ do związku zawodowego tej branży. Potem wyrobiłem sobie w Wersalu /na prefekturze policji/ Carte d’Identite de representant de commerce. Następnie wyrobiłem sobie prawo jazdy samochodowego, a jeszcze później i paszport na prefekturze policji w Paryżu.

Mniej więcej w lipcu 49 byłem więc urządzony. Miałem dobre, osobiście, legalnie uzyskane dokumenty, miałem sklep ze sprzedawczynią i miałem mieszkanie. Byłem legalnie zarejestrowany na policji, płaciłem podatki. Po jakimś czasie okazało się, że sklep ten nie jest bezpieczną maską, ponieważ był on wciąż deficytowy i nie mógłby uzasadnić mojej stopy życiowej. /Zapomniałem dodać, że miałem b. skromny, okazyjnie kupiony samochód./ Wobec tego z polecenia Centrali tow. Rajski wprowadził mnie do firmy „Dechefer” i przedstawił jej właścicielowi Jagodzińskiemu i Szwarcowi. Zainwestowaliśmy w tym interesie, zdaje się, 1 milion franków /później, na żądanie właścicieli inwestowałem tam dodatkowe fundusze/ i przystąpiłem do tej firmy jako spólnik [sic]. Ponieważ zlikwidowałem „Choulaine” wraz z mieszkaniem, wynająłem teraz nowe, samodzielne mieszkanie przy 15, rue St. Lambert. „Dechefer” znajdowało się w Issy les Monlineaux. Spólnicy nie wiedzieli nic o mojej działalności wywiadowczej, ani nawet, że jestem Polakiem. Przypuszczam, że sądzili, iż robią coś dla francuskiej Partii, choć nigdy o tym nie było mowy. Taka była moja maska aż do końca mego pobytu we Francji. W grudniu 52 r. powiedziałem spólnikowi, że moja choroba płuc pogorszyła się i że muszę wrócić do rodziny w Szwajcarii na dłuższy odpoczynek i kurację. Zgodnie z poleceniem Centrali zostawiłem im moje mieszkanie wraz z meblami, samochód, zainwestowane pieniądze i wróciłem do kraju.

Do powyższego dodaję, że nie pamiętam, kiedy nastąpiło moje przystąpienie do „Dechefer” i przeprowadzka z rue Rodier na rue St. Lambert. Przypuszczam, że miało to miejsce pod koniec 50 lub na początku 51 roku.

Moja właściwa działalność wywiadowcza we Francji.

Zgodnie z instrukcją, mniej więcej w tydzień lub dwa po przybyciu do Paryża, skontaktowałem tow. Trojana. Jeśli się nie mylę uczyniłem to w ten sposób, że posłałem kwiaty pani Trojanowej do mieszkania z karteczką, aby zrozumieli, że to ode mnie. Potem Trojan zaprowadził mnie do swego mieszkania. Nie pamiętam dokładnego adresu, ale przypominam sobie, że było to w Issy les Monlineaux. O tow. Trojanie samym pamiętam, że żył we Francji pod nazwiskiem Adler jako obywatel polski i pracował w jakimś polskim biurze. Nie przypominam sobie, jakie to było biuro. Omówiłem z Trojanem szczegóły pracy jego siatki. Po jakimś czasie zacząłem przejmować od niego agentów i całość jego pracy i Trojan wraz z rodziną wrócił do kraju pod koniec 49 roku. Przejęcie agentów odbywało się w ten sposób, że tow. Trojan osobiście mnie przedstawiał każdemu z nich.

Siatka tow. Trojana, którą ja przejąłem, składała się z następujących agentów: 1. „Xavier” – pseudo. Imię i nazwisko- Andre Cassagnade. Jego żona, Jacqueline jest siostrą żony Trojana, Yvette. W tym okresie, pod koniec 49 r. przeprowadzili się oni do nowego mieszkania przy Square du Croisie. Matka Jacwueline i Yvette, pani Lagnetre była czynna w Ruchu Obrońców Pokoju. Zarówno Xavier, jak i jego żona Jacqueline /ona również miała pseudo, zdaje się, że „Adam”/ pracowali dla nas. Pamiętam, że Xavier pracował w Marcoussis. Jeśli się nie mylę, również jego żona pracowała w tym samym miejscu. Instytucja ta, rodzaj arsenału zajmowała się badaniami naukowymi w dziedzinie techniki uzbrojenia. Xavier pracował jako magazynier, a jego żona pracowała w biurze. Szefem tej instytucji był inż. Seligman. Był to osobisty znajomy Xavierów i dzięki niemu dostali się do tej pracy. Przez dłuższy czas była nawet mowa o tym, aby spróbować zawerbować lub w sposób „nieświadomy” wykorzystać Seligmana. Ale nic z tego nie wyszło jednak. Xavierowie byli najbardziej wartościowymi agentami w siatce. Dostarczali oni materiały i informacje o charakterze technicznym i naukowym o pracach w dziedzinie doskonalenia wyposażenia zbrojeniowego. Zadania, jakie otrzymywali, tyczyły się dziedziny dostępnej im- naukowo-technicznej- oraz również spraw związanych z organizacją armii francuskiej, dyslokacji jednostek, baz, magazynów, kierowniczych osobistości itp. Z początku Xavierowie przekazywali mi materiały zapisane przez nich, oryginalne dokumenty, z których ja robiłem kropki. Po krótkim czasie nauczyłem Xavierów kropek i całe przekazywanie materiałów odbywało się w formie kropek poprzez martwe skrzynki. Nauczyłem ich również szyfru i ważniejsze sprawy, nazwiska, adresy lub inne czułe nazwy były szyfrowane. Odbywały się również między nami spotkania osobiste w różnych kawiarniach i restauracjach w Paryżu i na prowincji. Byłem u nich w domu chyba 2-3 razy w celu nauczenia ich szyfrów i kropek. Xavierowie mieli również jedno lub 2 spotkania z mjr. Malikiem w Szwajcarii. Pracowali oni dla nas z pobudek ideowych, ale otrzymywali również od nas stałą pensję miesięczną. Xavierowie znali też moją żonę, która pełniła funkcje łączniczki. Wyżej wspomnianych martwych skrzynek, skrzynek sygnalizacyjnych i miejsca spotkań było przez cały okres mojej współpracy z nimi bardzo wiele. Wciąż zamienialiśmy skrzynki i miejsca spotkań.

Agent „Julien”. Imię i nazwisko Armand Marquis. Był żonaty i jego żona /nie pamiętam imienia lub pseudo/ również pomagała mu i była uważana za agentkę. Na początku Julien pracował w jakimś biurze, później założył własne biuro. Był inżynierem, a biuro jego biurem radcy technicznego, inqenieurconseil. Biuro to mieściło się w jego mieszkaniu przy rue Caumartin. Dom należał w spadku do niego i do jego brata. Informacje, jakie on nam dawał w tym czasie, nie były zbyt systematyczne. Były z różnych dziedzin techniki, raczej przemysłowej, sporadyczne. Po jakimś czasie doszliśmy do wniosku, że byłoby korzystniej dla nas, gdyby był związany z jakimś konkretnym miejscem pracy, o ile można, z jakąś państwową lub wojskową instytucją, gdzie by miał dostęp do interesujących nas materiałów. W końcu Julien zlikwidował swoje biuro i otrzymał posadę inżyniera w przedsiebiorstwie zajmującym się badaniami nad uzbrojeniem. Jeśli się nie mylę, nazywało się to „Defa”- Direction d’Etudes et Fabrication d’Armentes. Nauczyłem go również robienia kropek oraz szyfru i łączność nasza była taka, jak z Xavierami. Julien również miał spotkanie, zdaje mi się, z mjr. Malikiem. Istniały wątpliwości odnośnie natury pobudek Julienów skłaniających ich do pracy dla nas. Ściągnęli dużo pieniędzy. Żona moja wiedziała o istnieniu Julienów, ale wydaje mi się, że osobiście z nimi się nie spotkała.

Agent „Dunoir”. Imię i nazwisko Henri Krischer. Był żonaty i jego żona pomagała mu w pracy dla nas. Dunoir był oficerem FTPF homoloque /uznany stopień oficerski/. Z zawodu był dentystą. Mieszkał w Nancy. Byłem u niego w domu chyba raz lub dwa, by nauczyć go szyfru i kropek, ale nie pamiętam adresu /chyba mógłbym tam trafić/. Ojciec żony Dunoira był bogatym kupcem i miał rozległe znajomości, z których korzystał Dunoir dla nas. Materiały dostarczone przez Dunoira dotyczyły organizacji armii, różnych jednostek i uzbrojenia w rejonie Nancy. Dunoir miał też „nieświadomego” informatora, od którego on otrzymywał dla nas materiały i wiadomości techniczno-przemysłowe. Dunoir był komunistą i nie chciał brać pensji od nas. Otrzymywał tylko na pokrycie ponoszonych kosztów i podarki. Łączność z nim była też w kropkach przez martwe skrzynki i spotkania osobiste. Częstotliwość tej łączności była mniejsza niż z Xavierami lub Julienami. Spotkania odbywały się w Nancy. Żona moja wiedziała o istnieniu Dunoirów, ale osobiście chyba z nimi się nie spotkała.

Agent „Claude Chabrier”. Nie pamiętam imienia i nazwiska, było o włoskim brzmieniu. Mieszkał w Marsylii i pracował jako urzędnik w jakimś zakładzie przemysłowym. Praca jego dla nas nie miała dużej wartości, choć ciągle przyrzekał. Łączność z nim odbywała się za pośrednictwem mojej żony i ja też spotykałem się z nim w Marsylii. Brał sporo pieniędzy. Jeśli się nie mylę, został on nawet zawerbowany przez moją żonę, ale nie jestem tego pewien. Zdaje mi się, że byłem raz u niego w mieszkaniu. Możliwe, aby nauczyć go szyfru. Robienia kropek nie znał.

Agent „Armand”. Nie znam jego nazwiska. Nie widziałem go zresztą i nie rozmawiałem z nim, jeśli sobie dobrze przypominam. Łączność z nim utrzymywała moja żona. Nie pamiętam też, abym dostawał od niego jakieś materiały. Po pewnym krótkim czasie, zdaje się, że jeszcze w 1950 r., z polecenia Centrali Armand został wyłączony z mojej siatki i więcej nim się nie zajmowałem.

Oprócz wyżej wymienionych- Xavierów, Julienów, Dunoirów i Chabriera- nie miałem innych agentów. Żona moja, która zostałą mi przedstawiona przez tow. Trojana, była moją łączniczką i pomagała mi w pracy.

Przypominam sobie również, że na początku mego pobytu we Francji rozmawiałem kilkakrotnie z tow. Rajskim o pewnym jego znajomym Francuzie. Nie przypominam sobie w tej chwili jego nazwiska /choć może sobie jeszcze przypomnę/. Był to znany dziennikarz i jego artykuły często czytałem. Był redaktorem miesięcznika „Constellation”. Z tow. Rajskim rozważaliśmy możliwość wykorzystania tego Francuza dla naszej pracy wywiadowczej. Ale w końcu nic z tego nie wyszło. Osobiście nigdy go nie widziałem.

Przypominam sobie też pewną operację przeprowadzoną chyba w 52 roku z polecenia Centrali. Miałem znaleźć skrzynkę martwą dla zakopania radiostacji. Znalazłem ją w dużym parku niedaleko Nancy w b. dobrym miejscu. Nie mogę sobie jednak przypomnieć, czy w końcu tę radiostację zakopałem. Zdaje mi się, że tak, ale nie mogę w pamięci zrekonstruować szczegółów tej operacji. Nie mogę mianowicie przypomnieć sobie dokładnie, w jaki sposób ta radiostacja dostała się w moje ręce. Możliwe, że została zakopana przez kogoś z attachatu w pewnym miejscu, ja ją później stamtąd wykopałem, przewiozłem do znalezionej przeze mnie skrzynki w parku koło Nancy i tam zakopałem.

Wydaje mi się, że miałem również polecenie znalezienia innych takich martwych skrzynek. Pamiętam, że szukałem ich w różnych stronach Francji i przesyłałem opisy i nawet fotografie tych miejsc do Centrali.

W czasie mego pobytu we Francji miałem kilka spotkań z przedstawicielami Centrali. Pierwsze spotkanie było z płk. Bielskim w Brukseli chyba jesienią 1949 r. Potem miałem spotkanie z mjr. Malikiem w Brukseli. Rozmawialiśmy wówczas w mieszkaniu pewnej kobiety p. Akermans w Brukseli. /Nie pamiętam nazwy ulicy, ale mógłbym tam chyba trafić./ W tym mieszkaniu tow. Malik i ja wypróbowaliśmy nowy aparat na robienie kropek. Zdaje się, że uczestniczył również tow. Kot. Wyżej wspomniana Akermans robiła coś dla naszego wywiadu, ale już nie pamiętam szczegółów. Pamiętam, że nazywano ją „poule de luxe”. Potem miałem spotkanie z płk. Bielskim w Zurichu. Pamiętam, że razem pojechaliśmy statkiem do Rappersville, gdzie długo rozmawialiśmy w restauracji. Pamiętam potem spotkanie z tow. Malikiem w Lucernie, potem- w Lugano. Pamiętam też spotkanie z tow. Malikiem w Monge w Szwajcarii.

Już w 51 r. lub w 52 r. zwracałem się do Centrali z prośbą o powrót do kraju. Otrzymałem w końcu na to zgodę i w maju lub czerwcu 52 r. wróciłem. Podróż odbyła się następująco. Udałem się do Antwerpii, spotkałem się tam z kapitanem polskiego statku, który wziął mnie na statek. W jego kabinie odbyłem podróż do Gdyni. W Gdyni czekał na mnie tow. Kot i zawiózł do Warszawy. Zostałem umieszczony w pewnej willi na Mokotowie, gdzie odbyły się rozmowy z płk. Suchackim, płk. Wedmedem, płk. Iwanowem i ppłk. Malikiem. Po kilku dniach widziałem się z moją córką Mają i jej matką. Potem pojechałem z nimi do Juraty. Po powrocie do W-wy znów były rozmowy i żądano ode mnie powrotu do Francji. Poleciałem do Brukseli /na polskim paszporcie ze zmyślonym nazwiskiem, którego nie pamiętam/. Na lotnisku w Brukseli czekał na mnie ktoś z attachatu /nie pamiętam nazwiska/, któremu oddałem swój polski paszport i od którego otrzymałem moje francuskie dokumenty. Stamtąd wróciłem do Paryża pociągiem.

W grudniu 1952 r. zostałem odwołany. Wyleciałem z Paryża do Brukseli. Tu rozmawiałem telefonicznie z tow. Koflerem /nie pamiętam, w jakiej sprawie/. Z Brukseli poleciałem do Sztokholmu, gdzie skontaktowałem się z tow. Zajko i tow. Rochwergerem. Oni załatwili mi polską wizę na moim francuskim paszporcie. Ze Sztokholmu poleciałem do Kopenhagi, a stąd do Warszawy. Przybyłem na Okęcie wieczorem 31 grudnia 1952 roku.

10.6.59 /-/ Jerzy Bryn

– k. 16 Odpis uzupełnienia do Oświadczenia zakończonego 10.06.1959 r., 16.06.1959 r.

Zadanie, jakie otrzymałem od Dowództwa II Zarządu wyjeżdżając do Francji w kwietniu- maju 1949, polegało na tym, że po krótkim okresie urządzenia się i aklimatyzacji, we współpracy z tow. Trojanem i jego pomocą, miałem przejąć od niego siatkę wywiadowczą i stać się jej rezydentem.

W czasie mego pobytu we Francji nie zawerbowałem nowych agentów.

Przed wyjazdem do Francji w 49 r. znałem cele i zadania pracy naszego wywiadu za granicą, dziedziny zainteresowań, wymagania stawiane rezydentom, wyniki, jakie pragnęliśmy osiągnąć. W tych ramach należało każdemu agentowi stawiać takie zadania, które on mógłby wykonać z racji swych kwalifikacji, miejsca pracy, posiadanych stosunków, dostępu do źródeł informacji it. Tak się złożyło, że „moi” agenci mogli dostarczać głównie wiadomości i materiały z dziedziny naukowo-technicznej i tylko częściowo /Dunoir/ o organizacji armii. Usiłowaliśmy wprawdzie rozszerzać te możliwości i osiągnąć dla agentów coraz lepsze obiektywne warunki dla zwiększenia wydajności i dostępu do innych dziedzin interesujących nas. Jednakże, jak pamiętam, gross ich produkcji było ze wspomnianych wyżej dziedzin. Materiały, które otrzymywałem więc od agentów, były o treści naukowo-technicznej o różnych badaniach nad wyposażeniem armii. Były tam różne opisy techniczne, wyjaśnienia naukowe, wzory, formułki. Były również dane organizacyjne o wewnętrznej strukturze przedsiębiorstw zatrudniających agentów oraz o spokrewnionych instytucjach badawczych. Na podstawie otrzymywanych materiałów Centrala polecała mi stawiane agentom dodatkowych, uzupełniających zadań. Centrala również przysyłała mi oceny materiałów dostarczanych przez agentów, które ja przekazywałem im w odpowiedniej formie i w odpowiednim czasie. Oceny te były na ogół pozytywne /zwłaszcza o Xavierach/. Należało starać się o więcej i o lepiej.

System łączności z Centralą. Wszystkie materiały pisemne /moje raporty, materiały od agentów, pisma od Centrali/ były przesyłane w postaci kropek przez martwe skrzynki. Jak już podałem, od agentów otrzymywałem albo kropki, albo filmy, albo zapisane stronice. Kropki pakowałem razem z kropkami moich raportów. Z filmów lub zapisanych stronic ja robiłem kropki. Wszystko razem pakowałem do biletów metra i pozostawiałem na martwych skrzynkach. Przez inne martwe skrzynki otrzymywałem „przesyłki” od agentów i przez inne- od Centrali. Oprócz martwych skrzynek miałem z Centralą łączność przez radio. Była to łączność jednostronna. W oznaczonym dniach, o oznaczonej porze Centrala nadawała przez radio umówione płyty muzyki lekkiej. Każda płyta miała oznaczać co innego. Płyt tych nie pamiętam. Jedna płyta miała znaczyć, że wszystko w porządku. Inna- że mam zawiesić agentów i czekać na instrukcje Centrali przez martwą skrzynkę. Inna- że mam opuścić Francję. Nie mogę sobie przypomnieć, co miałem robić w tym ostatnim wypadku. Zdaje mi się, że miałem wyjechać do Szwajcarii, a co dalej- nie pamiętam szczegółów. Inną formą łączności z Centralą były kartki pocztowe zwykłe od Centrali na mój prywatny adres i ode mnie na jakiś adres w W-wie. /Były zdaje się różne i ich nie pamiętam./ W kartkach tych o obojętnym tekście miały być umówione zwroty, cyfry lub zdania o umówionym znaczeniu. Poza tym miałem periodyczne spotkania z przedstawicielami Centrali. Powiadomienia o tych spotkaniach otrzymywałem zawczasu w piśmie od Centrali na martwej skrzynce.

Co było treścią spotkania między przedstawicielem Centrali a mną? Składałem sprawozdanie z pracy siatki i z mojej działalności, omawialiśmy sposoby jakościowego i ilościowego ulepszenia pracy agentów, technikę i system łączności między agentami a mną i między Centralą a mną. Przedstawiciel Centrali opowiadał mi o wydarzeniach w kraju. Otrzymałem instrukcje i wskazówki.

Agenci nie znali jeden drugiego. Żaden agent nic nie wiedział o pozostałych agentach. Nie tyczy się to mojej żony, która jako najbliższa moja współpracowniczka i łączniczka wiedziała o istnieniu agentów i znała osobiście Xavierów, Armanda i Chabriera. Wydaje mi się, że Julienów i Dunoirów żona moja nie znała osobiście i z nimi się nie spotkała.

Z Ambasadą PRL w Paryżu i pracownikami attachatu żadnych kontaktów nie miałem. Nie byłem nigdy w gmachu Ambasady w Paryżu. Widziałem natomiast przypadkowo raz lub dwa mjra Zabiełło w pobliżu martwej skrzynki w Paryżu. Rozmawiałem też telefonicznie raz w grudniu 52 r. z tow. Koflerem w Brukseli.

Mogłem zawieszać agentów w ich pracy z polecenia Centrali lub mocą decyzji własnej. Czyniłem to albo zawiadamiając ich o tym osobiście /jesli warunki na to pozwalały/ albo żona moja zawiadamiała ich o tym, albo w kropce przez martwą skrzynkę, albo za pomocą umówionego sygnału na skrzynce sygnalizacyjnej.

Istniały różne sposoby sygnalizacji alarmowej między agentami a mną. Nie pamiętam oczywiście szczegółów. Mogłem zatelefonować do domu agenta o oznaczonej porze, raczej mogłem polecić mojej żonie, aby zadzwoniła i pod pozorem pomyłkowego połączenia spytać, czy to mieszkanie państwa X lub Y. Mogłem wysłać do mieszkania agenta jakiś periodyk lub kartkę pocztą pneumatyczną z umówionym podpisem lub zdaniem w tekście. Miałem też umówiony z agentami następujący system: agent miał raz lub dwa razy w tygodniu czy nawet trzy razy /już nie pamiętam/ sprawdzać /w ubikacji czy budce telefonicznej kawiarni, gdzie zazwyczaj jadał śniadanie w drodze do pracy lub aperitif po pracy/, czy znajduje się tam pewien umówiony znak ode mnie. Znakiem mogło być kółeczko z krzyżykiem napisane na ścianie itp. Tak samo ja miałem sprawdzać w innym jakimś miejscu, czy znajduje się tam znak od agenta. Każdy z powyższych znaków mógł oznaczać, że agent ma np. zawiesić częściowo lub całkowicie pracę i czekać aż na innej skrzynce sygnalizacyjnej znajdzie znak ode mnie, który będzie np. oznaczał, że ma przybyć na spotkanie w z góry umówionym miejscu i porze. Znaki zaś od agenta do mnie mogły oznaczać np. że on prosi o spotkanie lub że zauważył coś niepokojącego. Pamiętam, że o tych wszystkich sprawach pisałem bardzo obszernie i szczegółowo w książce w 53 roku. W tej chwili nie pamiętam już, co było konkretnie umówione i stosowane w praktyce między agentami a mną, a co zostało przeze mnie dla przykłądu zmyślone w książce.

Między każdym agentem a mna było zawsze umówione najbliższe spotkanie tzn. miejsce i godzina. Nigdy nie było więc /o ile się nie mylę/ takiej sytuacji, żeby agent nie wiedział, gdzie i o której godzinie ma się odbyć najbliższe spotkanie /zarówno właściwe, jak i rezerwowe/. Chodziło tylko o datę tego spotkania, która była wyznaczona każdorazowo przeze mnie albo w kropce przez martwą skrzynkę albo drogą jednej z wyżej omówionych form łączności alarmowej. Na miejsce spotkania z Xavierami udawała się sama moja żona, która sprowadzała ich na inne miejsce, gdzie ja potem się zjawiałem. Na spotkania z pozostałymi agentami ja chodziłem od razu sam. Samo skontaktowanie się odbywało się w kawiarni, na ulicy w Paryżu lub na szosie za miastem. Właściwa rozmowa odbywała się potem przeważnie w restauracji przy kolacji względnie w kawiarni. Z Julienem pamiętam rozmowy w czasie jazdy w jego samochodzie.

Fundusze od Centrali. Otrzymywałem duże sumy naraz, od 2 do 5 tysięcy dolarów. Otrzymywałem je na martwych skrzynkach. Odbierała je moża żona i przynosiła na konspiratkę, którą miałem przy rue de la Vistule w Paryżu. Pamiętam jedną taką martwą skrzynkę na prowincji niedaleko Paryża, na zalesionym pagórku. Pamiętam też, że żona jeździła po odbiór pieniędzy do Brukseli. Jeśli się nie mylę, była martwa skrzynka w muzeum pod schodami na Grandplace. Dolary wymieniała potem żona u jakichś Żydów w okolicy rue de Rivoli.

Żona moja- Julienne z d. Brumerhurst. Ojciec /…/ Zdaje się, że w 48 r. żona została zawerbowana do pracy dla naszego wywiadu. Jeśli się nie mylę zawerbowanie nastąpiło za pośrednictwem Armanda i Catherine. Ja poznałem żonę w czerwcu 1949 r. na specjalnym spotkaniu, gdy tow. Trojan mi ją przedstawił w Paryżu. Nadałem jej potem kryptonim Otto. Jeszcze przedtem tow. Trojan posłał żonę do Marsylii i tam ona zawerbowała, a raczej wytypowała Chabriera. Zdaje mi się, że zakończenie werbunku Chabriera zostało potem dokonane przeze mnie. Żona potem była moją najbliższą współpracowniczką i bardzo dużo pomogła mi w pracy. Była moją łączniczką. Wciąż szukała martwych skrzynek, które ja potem sprawdzałem. Zakładała i odbierała kropki na skrzynkach. Udawała się na spotkanie z Xavierami albo jako pierwsza, by sprowadzić ich potem na inne miejsce albo przeprowadzała sama krótkie spotkania /zwłaszcza z Xavierem samym/, gdy była jakaś jedna konkretna sprawa do załatwienia. Udawała się do Marsylii na spotkania z Chabrierem. Z początku zdaje się, że miała również spotkania z Armandem. Jeździła kilkakrotnie do Belgii po odbiór pieniędzy i kropek z martwych skrzynek lub dla pozostawienia tam kropek. Jeśli się nie mylę, żona miała nawet sama spotkanie z tow. Malikiem w Belgii. Brała udział razem ze mną w znalezieniu martwej skrzynki i zdaje się potem w zakopaniu radiostacji w parku obok Nancy. Żona znalazła dla mnie sprzedawczynię do sklepu. Dała mi konspiratkę przy rue de la Vistule /gdzie pisałem raporty, robiłem i pakowałem kropki, studiowałem materiały przyniesione mi tam przez żonę z martwych skrzynek od Centrali lub agentów, gdzie przechowywałem sprzęt i pieniądze/. Żona pomagała mi w szyfrowaniu i odszyfrowaniu, w robieniu kropek i pakowaniu ich. Latem 52 roku, gdy byłem w Warszawie, Dowództwo Zarządu było zdania, że powyższa konspiratka nie jest już b. bezpieczna i należy ją zaniechać. Powstała również myśl, aby wynająć lub kupić dla rodziców żony domek na prowincji, który miałby mi służyć jako miejsce pracy zamiast wyżej opisanej konspiratki. Były również inne względy , które przemawiały za tym, ale nie pamiętam ich obecnie. Po powrocie do Francji latem 52 r. domek taki został kupiony w Vaudoy i Centrala dała na to pewną sumę pieniędzy. Jeszcze zdaje się w 50 lub 51 roku mówiłem tow. Malikowi o moich zamiarach osobistych względem mojej późniejszej żony. Latem 52 roku w W-wie mówiłem o tym również Dowództwu, które przyrzekło, że żona moja z dziećmi przyjedzie do Polski, gdy wrócę definitywnie do kraju. W pierwszych dniach stycznia 53 roku /jakiegoś 10 dni po mnie/ żona przybyła do W-wy przez Szwajcarię. W Bernie otrzymała wizę polską. Potem w lipcu 53 r. pojechała do Francji i gdzieś po miesiącu wróciła z dziećmi.

Przypominam sobie teraz, że przez jakiś czas, na początku mego pobytu w Paryżu, miałem również łączniczkę „Martine”. Jeśli się nie mylę, nazywała się ona Fanny Wekstein. Ona była, zdaje się, zawerbowana jeszcze za tow. Trojana. Nie pamiętam, czy ona znała jakichś agentów. Tak, zdaje mi się, że ona pracowała przedtem w biurze Juliena, a więc znałą go. Nie pamiętam już dokładnie, co ona robiła. Zdaje się, że była tylko łączniczką, składała i odbierała kropki z martwych skrzynek. Możliwe, że też na początku przynosiła materiały od Juliena. Potem zerwałem z nią, chyba w 50 roku.

Przypominam sobie również teraz, że przez jakiś czas mieszkałem w Paryżu razem z niewiastą. Zdaje się, że nazywała się Ginette. Była to studentka, wysoka, szczupła. Nie mogę sobie przypomnieć, w jaki sposób poznałem ją, przez kogo i co ona wiedziała o mnie i o pracy. Jeśli się nie mylę, ona raczej wiedziała, że chodzi o nielegalną działalność i oczywiście znała moje francuskie personalia. Za nasze pieniądze ona wynajęła małe mieszkanie w dzielnicy obok porte St. Cloud /nie pamiętam adresu/ i ja tam mieszkałem jakiś czas w jednym pokoju. Tylko nie mogę teraz wyliczyć sobie, kiedy to było: czy zanim zamieszkałem z Wilfówną przy rue Vaugirard czy potem. W każdym razie było to chyba w 49 roku. Pamiętam, że nie byłem tam meldowany i chodziło o to, żeby mieszkanie to służyło mi za konspiratkę. Zerwałem z nią potem, chyba w 49 roku.

Warszawa, 17.6.59 r. /-/ Jerzy Bryn

Cdn

Henryk Krzeczkowski palił węglem i życzenia imieninowe dla Beat

W ZSRR tzw. święto kobiet było nieformalnie świętem państwowym i dniem, w którym można nawalić się w pracy bez konsekwencji. W latach 90-tych załapałem się na obchodzenie tej świeckiej tradycji i min. Dobroński- zgodnie z podlaską tradycją- obszedł urząd rozdając tulipany (za Dobrońskiego tw Leszek z koleżkami już w pracy nie popijali). Osobiście żałuję, że dzieci nie uczą się już w szkole (na języku angielskim) o perspektywicznej myśli Lenina i Klary Zetkin. Tak więc, składam dzisiaj życzenia wszystkim Beatom, życzę Wam tak lekkiej i przyjemnej pracy, jak przy sporządzaniu Katalogu funkcjonariuszy w IPN.

W ramach poprzedniego postu z syntetycznym ujęciem konfliktów personalnych w Oddziale II Sztabu Generalnego wypłynęło nazwisko Henryka Krzeczkowskiego, jeszcze nie wybitnego intelektualisty. Z wikipedii i ze strony Wojciecha Karpińskiego nie dowiedziałem się wiele o jego dokonaniach w Oddziale II. Dlatego sięgnąłem do Katalogu funkcjonariuszy w IPN i spotkała mnie niespodzianka- Henryk Krzeczkowski jest ujęty w Katalogu w przeciwieństwie do Adlera, Dodina, Malika i innych dąbrowszczaków. Moje badania nad Oddziałem II nieco utrudnia fakt, że jest to wpis dot. palacza kontraktowego UBP m.st. Warszawy w okresie 20.12.1945- 14.06.1948, 20 lat starszego od patrona konserwatywnej młodzieży, ale jego teczka ma tę zaletę, że jest cieniutka. Wciągnięcie palacza do Katalogu jest z wszech miar uzasadnione- przecież ten komunistyczny zbrodniarz palił w piecu WĘGLEM!

Cdn

Odeszli z Komarem

Na dzisiaj opinia ze śledztwa Bryna o frakcjach i być może korupcji w okresie szefowania gen. Komara, w „erze” dąbrowszczaków. Pojawia się także podejrzenie, że Bryn donosił Informacji Wojskowej. Pisownia nazwiska Wedmed jest nieprawidłowa, ale oryginalna. Cały dokument liczy 439 stron, będę go jeszcze cytował w odniesieniu do innych wątków:

tom 14

– k. 7 Uwagi Jerzego Bryna do uzasadnienia wyroku Sądu Najwyższego, Strzelce Opolskie 1.06.1965 r.

/…/ Następne zdanie wyroku brzmi: „Świadek gen. Jedynak zeznał, że oskarżony w sprawach finansowych był zachłanny, że był człowiekiem, którego ojczyzna tam, gdzie pieniądze. Wg świadka płk Wedmed, szef II Zarządu z lat 50-ych, miał powiedzieć, że oskarżony nie nadaje się do wywiadu, bo kocha pieniądze”. Więc jak? Nie nadaje się do wywiadu, a byłem w wywiadzie tak długo, jak długo płk Wedmed był Szefem II Zarządu! Nie jestem prawnikiem, ale wydaje mi się, że od świadka wymaga się tylko podania faktów, przekazania tego, co widział lub słyszał, a nie wydawania opinii o oskarżonym. A jeśli już opinia- to tylko poparta faktami. W tym przypadku zaś mamy do czynienia w pierwszym zdaniu tylko z opinią świadka, bez żadnego pokrycia w faktach. W drugim natomiast zdaniu dowiadujemy się, co rzekomo płk Wedmed miał powiedzieć o mnie. Komu? Oczywiście tylko świadkowi. Oświadczam więc w pełnym poczuciu odpowiedzialności, że jest to to ze strony gen. Jedynaka całkowicie zmyślone, złośliwe oszczerstwo, bo zadaję temu kłam najpierw konkretne fakty, po wtóre wszystkie bez wyjątku opinie napisane lub podpisane na przestrzeni lat przez samego płk. Wedmeda oraz innych towarzyszy polskich i radzieckich z Dowództwa II Zarządu.

Jakie są to fakty? W 1951 roku, po przeszło 2-letniej pracy we Francji na stanowisku pierwszego nielegalnego rezydenta polskeigo wywiadu zacząłem prosić Dowództwo o zezwolenie na powrót do Kraju, powołując się na poprzednie obietnice oraz wyczerpanie psychiczne wskutek życia w ciągłym niebezpieczeństwa. Wreszcie w maju 1952 Dowództwo pozwoliło mi wrócić i znalazłem się w Warszawie. Umieszczono mnie w tzw. konspiratce i wytłumaczono, że nikt nie powinien mnie widzieć za wyjątkiem tych, którzy będą mnie odwiedzać. Poznałem wtedy po raz pierwszy ówczesnego Szefa II Z. Płk. Suchackiego, jego zastępców- płka Wedmeda i płka Peremyszczewa oraz płka Iwanowa, płka Golika, płka Biełajewa, płka Szmycerenkę i kilka innych towarzyszy radzieckich z Dowództwa. Z towarzyszy polskich odwiedzali mnie jedynie ppłk Wiktor Malik i kpt. Marceli Kot. Jest rzeczą charakterystyczną, że ówczesny szef francuskiego wydziału operacyjnego mjr Henryk Trojan (znany nam później z akt sprawy podły zdrajca Henryk Adler) nie został przez Dowództwo dopuszczony do mnie, choć właśnie on powinien był, z racji wykonywanych przez niego funkcji, uczestniczyć w rozmowach. Nie ulega wątpliwości, że takie postępowanie Dowództwa świadczyło o niezbyt dużym zaufaniem do Adlera już wówczas.

Otóż w przeciągu mnie więcej 1 tygodnia wymienieni wyżej towarzysze omawiali ze mną szczegółowo wszystkie sprawy związane z dotychczasową moją pracą we Francji. Rozmowy odbywały się w bardzo rzeczowej, a jednocześnie wyjątkowo serdecznej atmosferze. Towarzysze od razu oświadczyli mi, że są bardzo zadowoleni z mojej pracy, że dostarczone materiały posiadają dużą i bardzo dużą wartość i są wysoko oceniane przez najwyższe władze wojskowe. Pewnego dnia przybył do mnie płk Wedmed sam. Pamiętam jak teraz tę rozmowę, w czasie której płk Wedmed sporo notował w dużym notatniku o sztywnej, czarnej okładce. Nie raz w późniejszym czasie, w latach 1953- 54 płk Wedmed powracał do tej rozmowy. Opowiedział mi on wtedy najpierw, że płk Witold Leder (obecnie redaktor „Nowych Dróg”) został aresztowany i pytał, co o nim myślę. Byłem ogromie zakoczony i chciałem wiedzieć, co się stało. Odpowiedź była jednak wymijająca i ja miałem powiedzieć, co myślę o aresztowanym byłym moim przełożonym, którego zawsze bardzo wysoko ceniłem. W tym też duchu odpowiedziałem i wyraziłem wielkie zdumienie. Na moje pytanie, dlaczego nie widzę teraz płka Bielskiego, który odbywał ze mną nielegalne spotkania za granicą i był szefem oddziału operacyjnego i płka Stanisława Flato- z-cę Szefa II Z. W latach 1947- 49- otrzymałem odpowiedź, że pierwszy znajduje się za granicą w podróży służbowej, a drugi jest na placówce w Kanadzie. Płk Wedmed pytał mnie następnie, co myślę o różnych towarzyszach, a szczególnie o płk. Flato. Zdziwiony wyraziłem się jak najbardziej pozytywnie i wówczas płk Wedmed zapytał, czy mogę za niego ręczyć. Bez namysłu odparłem: głowę daję za tow. Flato, który jest głęboko oddanym, zasłużonym komunistą i jednym z najwspanialszych ludzi, jakich znam. Płk Wedmed był wyraźnie niezadowolony moją stanowczą reakcją. Powiedział m.in. towarzysz Bryn, nie powinniście za nikogo dawać głowy. Właśnie później, w latach 1953- 54, gdy tow. Flato przebywał w więzieniu, płk Wedmed nie raz mówił mi: widzicie, nie wolno wam było dać głowy. Rozmowa zakończyła się tym, że płk Wedmed pochwalił jednak moją szczerość i odwagę w bronieniu poglądów.

Mniej więcej trzeciego dnia rozmów płk Suchacki oświadczył, że dowództwo żąda ode mnie powrotu do Francji i kontynuowania dotychczasowej pracy. Byłem zaskoczony i wyraziłem niechęć ponownego wyjazdu, ale towarzysze mówili, że muszę, że nie ma teraz innego odpowiedniego człowieka dla zastąpienia mnie, że dobrze pracowałem i jest to polecenie partyjne, które winnienem wykonać. Dodano, że przez jakiś czas będę mógł odpocząć w Polsce i żebym się zastanowił. Do konspiratki sprowadzono moją córkę Maję i jej matkę. Uważano bowiem, że nie powinienem pokazać się na mieście, ani w mieszkaniu matki Mai, by nikt nie dowiedział się o moim pobycie w Kraju. Potem dano nam dokumenty na nazwisko, którego nie pamiętam (może Ostrowski?) i wysłano nas do Juraty. Przebywaliśmy tam w domu Orbisu, Maja, jej matka i ja. Po ok. 3 tygodniach wróciliśmy do W-wy znów na tę samą konspiratkę. Znów odbyły się rozmowy i oświadczono mi, że wszystko załatwione i muszę natychmiast wrócić do Francji. Nie mogłem się sprzeciwić. Prosiłem tylko o obietnicę, że nie pozostane za granicą dłużej, jak rok- półtora. Omówiono wtedy ze mną moje dalsze zadania i obowiązki oraz sprawy łączności i techniki i m.in. sprawę konspiratki w Paryżu. Miałem tam przedtem konspiratkę, którą posługiwałem się ponad 2 lata, ale w końcu za zgodą Dowództwa musiałem z niej zrezygnować, bo nie nadawała się już do użytku. Trzeba więc było zorganizować nowe miejsce, w którym mógłbym bezpiecznie pracować. Jeszcze w Paryżu zaproponowałem wynajęcie lub zakup samodzielnego domku za miastem dla rodziców mojej łączniczki (mojej obecnej żony), który służyłby jako konspiratka dla mnie. Wiązało się to ze znaczną rolą, jaką odgrywała moja żona w sieci wywiadowczej i był to projekt, który wydawał mi się rozsądnym, a w każdym razie najrealniejszym z możliwych. Teraz towarzysze z Dowództwa dokładnie wraz ze mną rozpatrzyli wszystkie za i przeciw tego projektu i w końcu doszli do wniosku, że jest to w danej sytuacji najlepsze rozwiązanie. Otrzymałem więc polecenie zrealizowania tego planu, ale zastrzegłem się od razu, że nie jestem pewien, czy uda mi się to zrobić z uwagi na ewentualne przeszkody, jak uzyskanie zgody rodziców żony na opuszczenie Paryża i zamieszkanie w domku kupionym za nasze fundusze oraz możliwe trudności uzsadnienia (przez rodziców) na zewnątrz pochodzenia dość znacznej kwoty na jego zakup.

Tematem rozmów była również rola mojej późniejszej żony w sieci wywiadowczej. Dowództwo z uznaniem wyrażało się o jej pracy i dużej pomocy, jaką ona stanowi dla mnie jako rezydenta. Rola ta miała jeszcze wzrosnąć w związku z realizacją nowego planu. Dowództwo wiedziało już przedtem z relacji przedstawicieli Centrali przybywających na nielegalne spotkanie ze mną za granicą (2 lub 3 spotkania odbyły się też z częściowym udziałem Julii) o uczuciowych więzach łączących nas i o naszych zamiarach na przyszłość. Miałem już z przedtem przyrzeczenie, że II Zarząd zezwoli i umożliwi jej przyjazd do Polski, gdy ja powrócę do Kraju. Teraz więc, przed ponownym wyjazdem do Francji wznowiłem tę prośbę i uzyskałem formalną w tym duchu obietnicę Dowództwa.

Pobyt na konspiratce w W-wie po powrocie z Juraty trwał zaledwie ok. 4-5 dni, gdyż Dowództwu zależało na jak najszybszym moim wyjeździe. Wszystko było już przygotowane, bo miał to być częściowo nielegalny przerzut do Belgii, dokąd pod fałszywym nazwiskiem miałem się udać samolotem jako przedstawiciel jednej z naszych instytucji państwowych, a tam od naszego człowieka otrzymać mój francuski paszport, który przywiozłem ze sobą do W-wy, po czym udać się do Francji. Wreszcie oznajmiono mi, że nazajutrz wyjeżdżam, a w przeddzień wieczorem na konspiratce ma się odbyć bankiet pożegnalny. Przybyło nań 10-12 osób: wszyscy ww. towarzysze radzieccy oraz W. Malik i M. Kot. Nastrój był niezwykle serdeczny i pozostawił na mnie niezatarte wrażenie. Wstał Szef II Zarządu płk Suchacki, bardzo życzliwie mówił o wynikach mojej pracy i jej znaczeniu dla obronności naszego Państwa, a z dokumentu, który trzymał w ręku, odczytał, że gen. Korczyc, Szef Sztabu Gen. WP przyznał mi Krzyż Virtuti Militari za wzorową służbę i poniesione zasługi. Byłem ogromnie wzruszony i wdzięczny. Towarzysze gratulowali mi. Zabrał także głos płk Wedmed, który dodał, że jestem którymś z kolei z niedużej liczby oficerów otrzymującym to wysokie odznaczenie. Gorąco dziękowałem za zaufanie i wielki zaszczyt i zapewniłem, że uczynię wszystko, by okazać się godnym tego wyróżnienia i wykonać powierzone zadania. Płk Suchacki oznajmił również, że miałem tego dnia zostać przyjęty przez gen. Korczyca, który chciał osobiście zakomunikować mi przyznanie odznaczenia, ale w ostatniej chwili coś stanęło temu na przeszkodzie.

Nazajutrz, po ok. 5-tygodniowym pobycie w Kraju wyjechałem i zgodnie z planem przybyłem do Paryża, gdzie znów zabrałem się do pracy. Był to czerwiec lub lipiec 1952. Wszystko szło bardzo pomyślnie. Praca sieci była jeszcze intesywniejsza niż przedtem, do Centrali dostarczałem bardzo wartościowe materiały i podejmowałem wysiłki o rozszerzenie sieci. Po długich staraniach udało mi się zrealizować zakup domku dla rodziców żony, który okazał się świetnym konspiracyjnym miejsce pracy dla mnie. Wyłoniły się też różne nowe możliwości i perspektywy uzyskania lepszych owoców pracy. Meldowałem o nich Centrali i przedstawiałem różne sugestie i propozycje. W tym czasie miał też miejsce pewien incydent, o którym powinienem tu wspomnieć. Od małżeństwa Cassagnol- naszych agentów „Xavier” i „Adam” (Adam jest siostrą żony H. Adlera)- dowiedziałem się gdzieś chyba w październiku 1952, że H. Adler, który przybył wtedy do Szwajcarii (Dowództwo poinformowało mnie o tym, dlatego- zdaje się- że miałem pomóc w uzyskaniu dla niego jakichś dokumentów), niepotrzebnie w listach opowiada Cassagnolom pewne rzeczy, których agenci ci nie powinni byli znać (różne dane o mnie i mojej przeszłości) i poza tym przesyła mi różne zbyt kosztowne prezenty. Szczególnie o tych właśnie prezentach mówiła mi i pokazywała je Adam w taki sposób, który miał oznaczać, że w przeciwieństwie do mnie Adlernie jest tak skąpy. Dawałą mi to wyraźnie do zrozumienia. Nie podobało mi się to wszystko i uważałem za demoralizujące i szkodliwe. Raz dlatego, że nie widziałem potrzeby, aby Cassagnolowie wiedzieli i to tak szybko o pobycie Adlera w Szwajcarii wraz z różnymi danymi, a po drugie obawiałem się, że taka zbyteczna rozrzutność Adlera może wpłynąć na nich ujemnie i stawia też mnie w przykrym położeniu. Uważałem zatem za konieczne poinformować o tym Centralę i podzielić się moimi poglądami na to. Mam wrażenie, ze sformułowałem moje uwagi o postępowaniu Adlera w dość ostry, może zbyt ostry sposób. Ale tak wydawało mu się wówczas słuszne.

Nagle w listopadzie lub grudniu 1952 otrzymują polecenie Centrali, abym wszystko zlikwidował i możliwie szybko wrócił do Kraju, ponieważ istnieją obawy o moje bezpieczeństwo. Byłem zaniepokojony i nie wiedziałem, o co chodzi. Miałem też różne pytania odnośnie szczegółów załatwienia różnych spraw związanych z zawieszeniem agentów i wyjazdem do Kraju. Napisałem więc do W-wy i poprosiłem również o zgodę na przyjazd Julii do Kraju, przedstawiając odpowiednie sugestie. Zgodę otrzymałem. Załatwiłem wszystko zgodnie z poleceniami możliwie jak najlepiej i 31.12.1952 znalazłem się, jadąc dla zmylenia śladu okrężną drogę przez kilka krajów w Warszawie. Żona moja przybyła do W-wy 6 lub 8 stycznia 1953, podróżując zgodnie z pozostawionym jej przeze mnie poleceniem (otrzymanym od Centrali) przez Szwajcarię, gdzie w Bernie otrzymała wizę wjazdową do Polski od płka Michalskiego, który był tam wtedy attache wojskowym.

Były Szef II Zarządu, dąbrowszczak, gen. Wacław Komar przebywał już wtedy od listopada 1952 w więzieniu, tak samo jak wielu innych bezpodstawnie oskarżonych towarzyszy. Nastrój był przygnębiający. Wnet zorientowałem się, że należę do tych licznych, którzy, choć byli w Kraju, nie rozumieją, jak się to wszystko mogło nagle stać. Dowództwo oświadczyło mi, że zostałem odwołany, ponieważ w związku z aresztowaniem gen. Komara wyłoniły się fakty świadczące o grożącym mi we Francji niebezpieczeństwie. Najpierw sam, a po jej przyjeździe- razem z żona, przyjęci zostaliśmy przez Dowództwo Zarządu. Byli obecni pułkownicy Suchacki, Wedmed, Peremyszczew, Golik i inni, oraz płk Bielski, i ppłk Malik. Dowództwo odniosło się do mnie i żony niezwykle życzliwie, wyrażało się [to] w superlatywach o naszej pracy. Między innymi pytano, dlaczego oboje przywieźliśmy tak mało rzeczy ze sobą: ja tylko walizeczkę, a żona- też niewiele więcej. Wytłumaczyliśmy, że ze względów bezpieczeństwa musieliśmy wszystko zostawić. Towarzysze byli zdziwieni, bo po blisko 4-letnim pobycie we Francji nie miałem nic i musiałem znowu zaczynać od zera. W Paryżu zostawiłem spólnikom z firmy, która służyła mi za maskę działalności wywiadowczej, wszystko, co posiadałem i nabyłem z otrzymywanych poborów m.in. również własne oszczędności- ok. ½ miliona franków w gotówce (moje uposażenie wynosiło 120000 franków miesięcznie). Po kilku dniach Dowództwo uroczyście zakomunikowało nam, że w nagrodę za dobrą pracę otrzymujemy 20000 zł na pokrycie pierwszych potrzeb urządzenia się i wyjedziemy na miesięczny odpoczynek do jednego z domów KC w Zakopanem. Po powrocie zobaczy się, co dalej.

Miał wówczas miejsce następujący incydent. Słuchając relacji mojej żony z podróży do Kraju, płk Suchacki (lub płk Wedmed) zapytał, ile żona otrzymała pieniędzy w Poselstwie naszym w Bernie. Żona podała kwotę. Była ona dość mała. Towarzysze radzieccy wyrazili zdziwienie, twierdząc, że attache wojskowy Michalski otrzymał polecenie wypłacenia żonie większy kwoty. Żona zbagatelizowała to, ale towarzysze zapytali, czy jej to wystarczyło i czy nie miała z tego powodu kłopotów. Żona zapewniła, że wszystko w porządku i nie ma o czym mówić. To było wszystko. Po pewnym czasie do Kraju wrócił Michalski i któregoś dnia płk Iwanow z operacyjnego wydziału francuskiego znów poruszył tę sprawę. Powiedziałem, że nic o tym nie mogę powiedzieć, zwłaszcza, że żona nic więcej mi o tym nie mówiła, a wiem tylko, że ona nie ma żadnych pretensji z tego powodu i woli, by o tym nie mówiono. Ale zaraz potem zwrócił się do mnie Michalski (był- zdaje się- wówczas majorem jak ja), którego wówczas widziałem po raz pierwszy w życiu i w sposób bardzo napastliwy zarzucał mi jakieś intrygi i chęć oszkalowania go w oczach Dowództwa, tłumacząc, że spytał w Bernie żonę, ile chce pieniędzy i dał jej tyle, ile sama chciała, choć sam był zdziwiony, że o tak mało prosiła. Powiedziałem, że nic o tym nie wiem i nie chcę wiedzieć, że zarzuty jego są bezpodstawne i żeby dał mi spokój. Na tym się to skończyło, ale niestety, trzeba znać płka Kazimierza Michalskiego, aby zrozumieć, że taki człowiek nigdy nie zapomni wyrządzonej mu rzekomo krzywdy i będzie się mścił, ile się da. Nie wiem, ile mam mu do zawdzięczenia przedtem, ale wiem, ile od 1958 r. Trzeba też wiedzieć, że płk Michalski był w szczególnie serdecznej przyjaźni z gen. Jedynakiem, jak długo znałem obu tych oficerów.

Winienem teraz powtórzyć treść jednej z rozmów w gabinecie Szefa II Zarządu. W obecności kilku oficerów radzieckich i towarzysze Bielskiego i Malika, płk Suchacki i płk Wedmed, mając przed sobą różne papiery, zapytali mnie o różne ceny i koszty usług w kilku krajach zach. Europy. Udzieliłem odpowiedzi, nie wiedząc jeszcze, o co chodzi. Odczytano mi wtedy różne ceny i koszty i zapytano, co o nich sądzę. Po zastanowieniu wyraziłem zdziwienie, tłumacząc, że są one mylne, gdyż bardzo wygórowane. Towarzysze radzieccy na głos (jeśli dokładnie pamiętam, towarzysze Suchacki i Wedmed do płka Iwanowa i ppłka Malika) powiedzieli wówczas mniej więcej: widzicie, mówiliśmy, że to za dużo. Ja wciąż nie wiedziałem, co to wszystko znaczy, ale między obecnym wywiązała się dyskusja i w końcu towarzysze radzieccy powiedzieli mi, że są to ceny i koszty podane przez H. Adlera, że już przedtem porównywali je z moimi sprawozdaniami finansowymi i stwierdzili znaczne rozbieżności, że świadczy to źle o Adlerze i pozytywnie o mojej uczciwości. Byłem zadowolony, ale jednocześnie czułem niesmak i byłem trochę zaniepokojony skutkami, gdyby Adler się dowiedział. Już przedtem (on wrócił ze Szwajcarii przede mną) przyjął mnie on bardzo chodno, mając pretensje z powodu napisania Centrali o jego prezentach dla Cassagnolów. Powiedziałem, że zameldowałem w dobrej wierze i uważam, że słusznie postąpiłem. Otóż w miesiąc później, po powrocie z Zakopanego, gdy spotkałem Adlera, on nie chciał podać mi ręki i oświadczył, że nie życzy sobie więcej rozmawiać ze mną. Powodem była naturalnie opisana przed chwilą rozmowa w gabinecie szefa Zarządu. Z Adlerem nigdy więcej nie rozmawiałem, nie witaliśmy się, choć mieszkaliśmy w tym samym domu, on mnie odwiedzał, ani ja jego. Było tak przez te wszystkie lata- od lutego 1953. Moja żona zaś otrzymywała tylko oficjalne stosunki z Adlerami. Pod wpływem Adlera przestali też mówić i witać się ze mną niektórzy jego przyjaciele, byli oficerowie II Zarządu i Hibner, Weit, Jerzy Wolf, Henryk Krzeczkowski. Na ich stosunek do mnie wpłynęły również inne wydarzenia, o których powiem potem.

Po powrocie z żona z Zakopanego do W-wy w lutym 1953 dowiadujemy się o tragicznych wydarzeniach, które miały miejsce w miedzyczasie. Wracający z Kanady płk Stanaisław Flato aresztowany został na lotnisku Okęcie, w kilka godzin później popełnił samobójstwo płk Bielski, nastąpiły inne aresztowania oddanych i zacnych towarzyszy. Wszyscy dąbrowszczacy zostają usunięci z II Z. I zdemobilizowani. Krążą pogłoski, że mają też być aresztowani. Płk Suchacki opuścił już Polskę i Szefem Zarządu jest płk Wedmed, który wzywa mnie i oświadcza, co następuje: Przypomina, że w maju 1952 „dawałem głowę” za płk. Flato, który teraz został aresztowany za zgodą najwyższych władz partyjnych; płk Bielecki zastrzelił się i tym udowodnił, że czuł się też winnym; dąbrowszczacy opuszczają Zarząd i wojsko; zastanawiano się też nad moją osobą, ale on, płk Wedmed, wstawił się za mną, choc sprawa wisiała na włosku; ja pozostanę przez to w Zarządzie i do mnie nie ma pretensji, ale nic ręczy za to, co może nastąpić później, bo to nie zależy od niego, lecz od innych organów. (W późniejszym czasie płk Wedmed kilkakrotnie mówił: ja wam wierzę, towarzyszu Bryn, ale rozumiecie, ja nie decyduję w tych sprawach; kto wie, może zapaść decyzja usunięcia was też i może nawet aresztowania.) W tej sytuacji- mówił płk Wedmed- Dowództwo nie może pozostawić mnie w pracy operacyjnej. Zresztą będę obecnie bardziej pożyteczny na polu szkolenia nowych kadr. Zdobyłem bogate doświadczenie i- rzecz jasna- winienem przekazać je młodym oficerom. Zostaję więc skierowany jako „dyrektor nauk” na Kurs II Zarządu w Śródborowie.

Rozumiałem doskonale, że za decyzją tą stoi Główny Zarząd Informacji. Powiedziałem, że mam czyste sumienie i niczego się nie obawiam. Będzie, co ma być. Nie uważam się jednak za lepszego od pozostałych dąbrowszczaków, nadal „daję głowę” za tow. Flato i pozostałych aresztowanych i w wytworzonej sytuacji uważam, że powinienem sam prosić o zwolnienie mnie z Zarządu. Przede wszystkim, gdybym jako jedyny dąbrowszczak pozostał- znalazłbym się w bardzo fałszywej i przykrej sytuacji wobec towarzyszy. Po drugie, skoro Informacja nie ma do mnie zaufania- nie mam prawa zostać. W tych warunkach nie będę mógł wydobyć z siebie zapału do pracy i lepiej zrobię, jeśli zwrócę się do władz partyjnych, które w 1947 skierowały mnie wbrew mojej woli do II Zarządu, o przydzielenie mnie do innej pracy. Nie miałbym nic przeciwko proponowanej mi pracy szkolnej. Przeciwnie, ale nie w warunkach, gdy Informacja uważa, że mam do niej pójść, ponieważ jako dąbrowszczak (lub jako Żyd- pamiętajmy, że jest to okres aresztowania żydowskich lekarzy za rzekome próby zamordowania Stalina) nie zasługuję na zaufanie, by móc kontynuować pracę w pionie operacyjnym. /…/

Cdn